Ostrzeżenie: jak na wpis o awatarze wpis nieco przydługi.
Witajcie!
W przeciwieństwie do wszystkiego, co pojawiało się w moich awatarach do tej pory, utwór Wake Me Up nie jest moim awatarem dlatego, że podoba mi się od strony muzycznej. Muzycznie, jak mam być szczera, nieszczególnie mi podchodzi. To, co zwróciło moją uwagę w tym utworze, to jego text. Nie, że mądry, nie, że ładny, tylko, że po prostu jestem w stanie się do niego ustosunkować i cieszę się, że ktoś tak ładnie opisał zjawisko, o którym chciałabym Wam dzisiaj troszkę napisać, opisał je wręcz z mojej perspektywy. Już mówię, o co chodzi.
Od tak wczesnego dzieciństwa, jakie tylko jestem sobie w stanie przypomnieć, aż do tej pory co jakiś czas mam do czynienia ze strasznymi, bardzo nieprzyjemnymi i ogromnie męczącymi snami. Sny owe są dziwne, ponieważ ich fabuła zwykle jest niemal taka sama, z jakimiś zazwyczaj tylko drobnymi szczegółami, które ulegają zmianom. Głównym ich tematem są kompletnie irracjonalne lęki, jakie miałam w dzieciństwie. Pewnie obecnie, gdybym w normalnej sytuacji i na jawie zetknęła się z tym, co wtedy budziło we mnie owe lęki, nie byłabym tak bardzo przerażona, ale w tych snach do tej pory jestem ogromnie i samo to przerażenie, obezwładniające cię poczucie bezradności, osaczenia i lęku, racjonalnie patrząc kompletnie nieadekwatne do sytuacji, jest strasznie męczące. Dodatkowo dobrych kilka lat temu, jak już Wam pisałam w jednym z wpisów na Drimolandii, bardzo lubiłam się bawić zjawiskami typu LD (świadome śnienie) i innymi podobnymi, nie mając pojęcia, jak destrukcyjne potrafi to być dla mózgu. Mam wrażenie, że zabawy ze świadomymi snami zaostrzyły jeszcze mój problem i odtąd miałam i mam te sny nieco częściej, niż wcześniej. Na tyle często, że zdążyłam zaobserwować, kiedy się pojawiają i w ogóle postanowiłam zrobić trochę research na temat tego, co to jest, czemu to jest i na ile jest to w ogóle naturalne. Zauważyłam mianowicie, że najczęściej, acz nie zawsze, sny owe pojawiają się u mnie, jeśli obudzę się, załóżmy w nocy, potem przez jakiś czas nie śpię, jakiś czas to znaczy załóżmy powyżej 15 minut do… no nie wiem, trzech godzin, że przed zapadnięciem się w czeluść tego snu (co serio przypomina trochę zapadanie się w jakieś trzęsawisko) mam czasem możliwość odwrócenia tego i obudzenia się, zanim ugrzęznę na dobre, choć wymaga to wręcz fizycznej siły, często podczas tych snów miałam od zawsze jakieś takie resztki świadomości, tak, że potrafię na przykład zarejestrować, że na przykład ktoś już się obudził i łazi po kuchni, mózg mam jednak jakby za jakąś mgłą i miesza mi się sen z rzeczywistością, co czasami sprawia, że te sny potrafią być naprawdę upiornie realistyczne, zawsze wiem, że to jest sen i rozpaczliwie chcę się obudzić, ale nic z tego nie wychodzi, przytłaczają mnie moje lęki, w ogóle ogólne poczucie lęku, bezradności, tak, jakby z każdej strony czekało na ciebie jakieś niebezpieczeństwo, nawet ciężko byłoby mi opisać, czego się boję najbardziej, po prostu się boisz i czujesz jak w jakiejś pułapce, albo w centrum idiotycznego horroru, ale to, co jest najbardziej zjawiskowe… w kulminacyjnym momencie snu zawsze próbuję wrzasnąć, ruszyć się, cokolwiek… nic… nie idzie. I jeszcze czasem masz straszliwe wrażenie, że jeszcze chwila i się udusisz. Po obudzeniu dobrą chwilę jest się w równie przytłaczającej dezorientacji, no i jak są jakieś serio gorsze te sny to czasem cały dzień nie bardzo można się do końca pozbierać i funkcjonuję trochę tak, jakbym się przez noc naoglądała horrorów. Na podstawie tego, oraz różnych innych objawów, po zrobieniu miniresearchu zaczęłam podejrzewać, że jest to paraliż przysenny. Nie wszystko się zgadzało, ale obezwładniający lęk, resztki świadomości, niektórzy mają całkowitą świadomość, biedaki, niemożność poruszenia się, częste fałszywe przebudzenia, to znaczy, że śpisz, ale śni ci się, że już wstajesz, że zaczął się dzień, nareszcie, już skończył się ten głupi sen, a tu nagle, wychodzisz sobie załóżmy z domu i… okazuje się, że nadal śpisz, że to jest w ogóle dopiero początek i musisz się po raz kolejny zmierzyć ze swoimi ciężkimi do określenia, a jednocześnie tak wyrazistymi, że niemal uosobionymi lękami, wszystko to wskazywało na to, że to musi być paraliż przysenny. rozmawiałam na ten temat z moją Mamulką, która wie o tych moich snach, bo jak byłam mała byłam przekonana, że wszyscy tak mają i że tak wyglądają klasyczne koszmary normalnych ludzi. Potem przypadkowo kiedyś zeszliśmy na temat snów z moim dziadkiem. Nieraz mi już wcześniej opowiadał, że często ma dziwne sny, albo babcia coś wspominała, a wtedy właśnie dziadek opowiedział mi o tych swoich snach, których fabuła kręci się wokół tego, że gdzieś go zabierają, gdzie nie chce być, że to miejsce wygląda trochę jak szpital, tylko jest dużo straszniejsze i że nie może się w tym śnie ruszyć i to wszystko jest bardzo, bardzo straszne. Wtedy już wiedziałam, że dostałam paraliż przysenny w spadku po dziadku, bo to niby też może być genetyczne. Szkoda tylko, że nie idzie tego jakoś leczyć. Dowiedziałam się już jednak, że istnieją techniki oddechowe, które pomagają się wybudzić, czy w każdym razie opanować trochę sytuację i to wrażenie, że ktoś na tobie siedzi, a ty się dusisz. Poszłam też z tym kiedyś do neurologa i się dowiedziałam, że może mi to kiedyś jeszcze samo przejdzie i że niektórym na to pomagają jakieś leki z grupy SSRI, aczkolwiek to nie jest bezpośrednie lekarstwo na paraliż przysenny. Moja Mamulka chciała, żebym ja spróbowała, czy mi to pomoże, ale i ta neurolog i ja stwierdziłyśmy wtedy, że chyba najpierw lepiej spróbować jakichś innych rzeczy. Teraz więc jak już od jakiegoś czasu wiem, o co chodzi, staram się przestrzegać tak zwanej higieny snu, chociaż nie zawsze jest to takie łatwe, jakby się mogło wydawać i jak mi się wydawało, że będzie, raczej nie idę spać ponownie, jeśli na przykład obudziłam się i zachciało mi się spać dopiero po godzinie, wolę już być trochę niewyspana, niż znów mieć te sny, a jak już wpadnę, to staram się opanowywać sytuację oddychając jakoś normalnie, co jest jednak straszliwie trudne czasami.
Piszę o tym dzisiaj dlatego, że właśnie mam za sobą noc pełną tego typu snów, na szczęście udało im się mnie wciągnąć, zawsze jakoś w ostatniej chwili się odratowywałam, ale za jakąś trzecią próbą normalnego uśnięcia stwierdziłam, że nieee, ja się tak dłużej nie bawię. I resztę nocy bawiliśmy się cichutko i kulturalnie z Mishą, dobrze, że Misha był, bo inaczej to bym się pewnie strrrasznie bała. Odespałam sobie w dzień, co ciekawe w dzień jest zawsze jakoś mniejsze prawdopodobieństwo, że mi się zaczną te sny.
A co ma do tego ALex Kunnari i Wake Me Up? No tytuł mówi sam za siebie chyba. Jeszcze nigdy, nigdy nie wiedziałam takiego opisu, pod którym ja bym się mogła podpisać oboma rękoma i nogoma, jak mówi moja Mamulka. Wake Me Up poznałam przez Spotify, konkretnie przez ich składanki Daily Mix, wtedy miałam fazę na słuchanie norweskiej elektroniki. Jak jednak znalazł się tam utwór Kunnariego, Fina, nie Norwega, i raczej dance'owy, niż elektroniczny, kompletnie nie wpasowujący się w mój gust muzyczny, nie mam pojęcia, ale text mnie powalił. Ja czytałam wiele opisów paraliżu sennego, ludzie różne mają, ale tak podobnego do mojego jeszcze nie widziałam.
Miłego słuchania życzę wszystkim. 🙂
Category: I Had A Dream.
OK, to przechodzimy do części drugiej wpisu o ASMR, tak jak pisałam jest to jego kontynuacja, ale o samym ASMR już tu tyle nie ma. Chciałabym Wam po prostu opowiedzieć, o skutkach owego ciekawego zjawiska, jakich wczoraj doświadczyłam. Jeśli ktoś nie czytał wpisu o ASMR, przed przeczytaniem tego wpisu radziłabym przeczytać ów poprzedni.
Więc gdy już w końcu usnęłam, w bardzo, bardzo chillaxowym nastroju, z tinglami i tak dalej, z Mishą, nastąpiła bardzo piękna rzecz, albowiem przyśnił mi się bardzo, bardzo piękny sen.
Najpiękniejsze sny, to są sny fazowe. Można mieć też różne inne, piękne sny, ale sny związane z fazami… cóż, Ci z Was, którzy mają jakieś fazunie, lub też mieli i mieli sny z nimi związane, to wiedzą i tak, o co chodzi, a Ci, którzy nie wiedzą, to nie wiem, czy są w stanie bez osobistego doświadczenia ogarnąć, jakie to jest fajne. 😀
Ale nie, nie śnił mi się Gwil. Żeby było śmieszniej, śniła mi się Gwila mama. 😀 W ogóle Był to trochę smutny, ale i tak fajny sen, wyglądało to tak, jakby różne fragmenty rzeczywistości zupełnie od czapy, pozklejały mi się w jedną całość. Dzień wcześniej bowiem siedziałam z moją Mamulką w kuchni, dyskutowałyśmy na różne poważne tematy, z kolei z Gwilem przez czas jakiś rozmawialiśmy o jego mamie, ja to w ogóle staram się jak najdyplomatyczniej wyciągać od niego jak najwięcej informacji, tak jakoś dużo potem o niej myślałam, no i powstał sen.
Nagle znalazłam się w jakiejś kuchni, chyba mamy Gwila w takim razie, ponieważ znajdowała się tam właśnie mama Gwila – Siân – i robiła jakieś żarcie. Pamiętam, że to się zrobiło tak nagle, ale żadna z nas nie była tym wtedy szczególnie zdziwiona, to wyglądało tak, jakby ona mnie już chwilę znała i ja ją też, bo mówiła na mnie tak jak Gwil i niektórzy inni moi znajomi – Millie, on wie, że ja nie jestem legalnie Emilią i że nie dla wszystkich, ale mówi na mnie Millie, bo twierdzi, że walijskie odpowiedniki Małgorzaty – Marged i Megan – kojarzą mu się za bardzo z jego siostrą Marged, na którą zdrobniale mówią Megan, walijskiej formy od Emilii nie ma, a ja pasuję na Millie. 😀 Fajne to jest. gadałyśmy po ingliszu, ona miała prawie taki sam akcent, jak Gwil, co jest właściwie dość logiczne, ale w snach niekoniecznie oczywiste.
Mimo, że nie wszystko pamiętam dokładnie w tym śnie, do tej pory rzeczą, którą pamiętam bardzo wyraźnie, było to, że wydawało mi się bardzo silnie, że jest jakaś smutna, no w każdym razie coś mi nie pasowało, może to miało związek z czymś, o czym rozmawiałyśmy, a czego ja nie pamiętam… no nie wiem.
Głównym jednak tematem naszej dyskusji był, jak już powiedziałam Gwil – obiekt mojej czwartej fazuni, bardzo nam się miło rozmawiało, tak mi się wydaje, to była bardzo długa nawijka, a to jedzenie, które ona robiła, było na jakąś familijną uroczystość, większą czy mniejszą. Rozmawiałyśmy o tym, jak Gwil i jego siostry byli jeszcze mali, choć żadnych specjalnych szczegółów nie pamiętam, w ogóle wkurza mnie, że tak mało szczegółów pamiętam z tego snu, mogłoby być śmisznie, jakbym kojarzyła coś więcej. Wiem, że ona była jakoś bardzo zaangażowana emocjonalnie w tą naszą nawijkę.
W tym śnie Siân bardzo lubiła Władcę Pierścieni, pewnie dlatego, że kiedyś się mnie na serio pytała przez Gwila, czy ja się uczę walijskiego jak większość cudzoziemców dlatego, że mam fisia na Tolkiena. Wiem, że Władcę Pierścieni i cóś tam jeszcze Tolkiena czytała, ale czy lubi to nie mam pojęcia.
I chociaż w tym śnie było tak mało szczegółów, co, podkreślmy to jeszcze raz, mnie wkurza bardzo, pamiętam jeszcze jedną rzecz, dotyczącą Gwila, ona powiedziała, że on mnie lubi. 😀 😀 😀 Cóóóż. Nie no, myślę, że mnie lubi, ale ciekawie to mój mózg wymyślił. Widać, co mi w podświadomości siedzi. 😀
Jeśli ASMR miało coś wspólnego z tym, że przyśnił mi się taki piękny sen, to naprawdę jestem wdzięczna mojemu mózgowi i za posiadanie funkcji ASMR i za wykreowanie mi takiego pięknego snu, szkoda tylko, że Gwila w nim nie było, choć mam wrażenie, że się gdzieś kręcił, tylko akurat nie uczestniczył w naszej dyskusji. No bo mało kto lubi, jak ludzie tak zawzięcie o nim dyskutują.
Gdy obudziłam się z tego pięknego snu, czułam się ogromnie miło, tym bardziej, że zaskoczył mnie fakt, że leżał koło mnie Misha i tak się śmiesznie do mnie tulił. TO jest naprawdę warte odnotowania, bo Misha jednak preferuje spędzać noc w swoim koszu obok mnie, a nie leżeć u mnie na poduszce i się tulić. Tak mnie to zachowanie zdziwiło, że się go zapytałam: "Czy ty jesteś naprawdę Misha?" "hhrrru?" "Ahaaaa, no to wszystko jasne.". 😀 Takie komunikatywne zwierzątko z niego jest. Niee, tak serio to nie zawsze.
Po tych wszystkich ASMRach i tym moim bardzo miłym śnie, czułam się naprawdę tak, jak w tym czymś, co zacytowałam w poprzednim wpisie. A feeling of happiness and wellbeing po czymś takim są rzeczami oczywistymi i definitywnie lasted for several hours. W ogóle jakąś chichrawkę wczoraj miałyśmy z ZOfijką, także fajnie było.
Jeśli na podstawie tego czegoś mogłabym mówić o działaniu ASMR w ogóle, to myślę, że pewnie jeszcze nieraz będę się tym bawić i jeśli to tak zawsze działa u tych, na których działa, zdecydowanie polecam każdemu. 😉
Ale nie wiem, czy to tylko kwestia ASMR, bo po moich fazowych snach generalnie czuję się bardzo milutko.
Sen z Gwilem miałam jak dotąd tylko jeden, bardzo fajny, bardzo przyjemny i bardzo śmieszny, też z posklejanej rzeczywistości, ze sklejonych trzech ch wydarzeń z jednego dnia konkretnie.
Jakoś świeżo po naszej przeprowadzce do naszego nowego domu siedziałyśmy sobie z Zofijką, rozmawiał yśmy o naszych fazach i Zofijka się mnie pyta, czy bym chciała, żeby Gwil mieszkał gdzieś blisko nas, na przykład na Jodłowej. Ja myślę, myślę… "Eee tam… Nie było by tak zabawnie, a poza tym, kto by mnie uczył walijskiego?" "No ale on by był z Walii i by mówił po walijsku, tylko by się tu przeprowadził." "No, tak to jeszcze może być. Śmisznie by było." I teraz zawsze się z tego śmiejemy, jak jest coś z ulicą Jodłową, albo jak nią razem idziemy. Druga rzecz, która się do tego snu przyczyniła, to było to, że tego samego dnia poszłyśmy z Zofijką do sklepu po Strongi. Taka zwykła rzecz. Trzecią rzeczą było to, że jeszcze potem jakoś wieczorem poszłyśmy z Mamulą i Zofijką na spacer, żeby się porozkoszować nową okolicą, w jakiej przyszło nam mieszkać, zalazłyśmy dość daleko, wracamy, a tu jakiś facet idzie ze śmieciami, w sensie wynosił śmieci, odwrócił się do Mamuli, jakby byli starymi przyjaciółmi sprzed czterdziestu lat i zawołał "Czeeść!". Mamulka taka zdziwiona "No cześć, cześć". Ubaw miałyśmy z Zofijką wielki. Może on tak się wylewnie witał ze wszystkimi, których spotykał na swojej drodze? Miły zwyczaj, to prawda.
A oto jak mój mózg zinterpretował to w nocy. Śniło mi się, że szłyśmy z Zofijką po Strongi i, chociaż wcale tak się do sklepu nie idzie, szłyśmy między innymi tą nieszczęsną ulicą Jodłową. Na tej nieszczęsnej ulicy Jodłowej Zofijka nagle zaczęła do kogoś machać i wołać "Czeeeeeść Gwil!". "Że co? Jaki Gwil?" A Gwil, który akurat się zajmował myciem Mitsubishi, też wrzasnął do Zofiji cześć jakby się dobrze znali, a potem, żebyśmy poczekały, no to poczekałyśmy i chyba w końcu poszłyśmy po te Strongi z Gwilem. Nawijki były polskie. Szkoda tylko, że ten sen był taki krótki, ale był i tak epicko piękny.
OK, to tyle o ASMR, snach, Gwilach i innych nie do końca przez ludzkość poznanych zjawiskach, no serio jestem ciekawa, czy moje wpisy skłonią kogoś do zabawy ASMR, mam nadzieję, że nie przynudziłam zanadto, no bo tematyka jednak specyficzna.