Witajcie!
Dziś chciałabym Wam pokazać kolejny utwór zespołu Candelas, tym razem ten, który poznałam jako pierwszy i od razu polubiłam. Anifail to po walijsku zwierzę, a utwór pochodzi z drugiego albumu zespołu, zatytułowanego Candelas.
Author: moozgish
Witajcie!
Dziś w moim awatarze jeden z piękniejszych pod względem muzycznym według mnie utworów Vreeswijka, choć wydaje mi się, że dość mało znany, oczywiście mówię o Szwecji, bo w Polsce raczej w ogóle nie jest szerzej znany. Utwór "Elisabeth" jest apostrofą do kolejnej kobiety, właśnie Elisabeth, która jest bardzo młoda i piękna, a podmiot liryczny ją pociesza, ponieważ jest nieszczęśliwa z powodu jakiejś miłości i mówi jej, w skrócie rzecz ujmując, że to nie oznacza, że będzie tak zawsze i że znajdzie sobie jeszcze kogoś innego.
Dożyć setki?
Wczoraj przed snem Zofijka miała rozkminowy nastrój. Dostała nową kanapę do swojego pokoju, który od prawie roku wciąż jeszcze nie jest do końca urządzony, właściwie w ogóle nie jest, no i w związku z tym chciała, żebym ja z nią spała pierwszą noc, po prostu żebyśmy ją razem przetestowały. Pretext śmieszny, bo Zofijka po prostu zawsze lubi, jak z nią leżę, zanim zaśnie, albo jak razem śpimy u mnie albo u niej, bo obie mamy tak wielkie łóżka, że to jest egoizm samemu spać. 😀 No i tak, jak na ogół jest to dla nas czas, kiedy pękamy ze śmiechu z najgłupszych rzeczy, tak wczoraj Zofijka miała właśnie jakiś taki rozkminowy, powiedziałabym nawet, że smętny nastrój i się mnie spytała, czy ja chciałabym dożyć stu lat i czy to jest fajnie.
Moja odpowiedź była automatyczna: "A niby po co?", co bardzo rozśmieszyło Zofijkę.
No bo właśnie, właściwie, to ja serio nie bardzo rozumiem, po co. Nie wystarczy mieć fajne, ciekawe, może nawet burzliwe, produktywne życie? W jakim celu aż takie długie? Skąd ten cały pęd długowieczności? Czy tylko dlatego, że ludzie boją się śmierci? W takim razie ten lęk musi być ogromny.
Rozmawiałam już kiedyś o tym z moją babcią, która zawsze się buntuje, jak ludzie jej życzą sto lat. Mówi, że nie chciałaby tak długo żyć, patrzeć, jak wszyscy, których znała w młodości umierają, mieć coraz więcej chorób, nie nadążać za zmieniającym się światem, nie być już nikomu potrzebną, bo powoli zawodzą ją zmysły i siły itd. Stwierdziła, że znacznie ciekawiej jest mieć życie przyzwoitej długości, ale takie, które by naprawdę dawało satysfakcję, po którym umierając możesz sobie powiedzieć, że to miało sens i w ogóle było fajnie i wszystkim innym tego również życzę. No i nie mogę się w tym względzie z moją babcią nie zgodzić, choć dla niej już pięćdziesiąt lat to za dużo i sama mając siedemdziesiąt, jak możecie wywnioskować, czuje się raczej staro, tak przynajmniej twierdzi. Dla mnie pięćdziesiąt lat to jeszcze nie aż taka tragedia.
Tak myśli też Zofijka. Jak się jej zapytałam po co dożywać aż setki, stwierdziła "No właśnie, przecież człowiek musi być bardzo zmęczony jak tak długo żyje. CO wtedy można robić?". OK, może jak ktoś jest w dobrym stanie ogólnym w tak sędziwym wieku, to jakieś hobby sobie na pewno znajdzie, no ale ilu ludzi w wieku stu lat jest w dobrej kondycji czy to fizycznej, czy umysłowej?
Mój Tatul jednakże twierdzi odwrotnie. Nie jest człowiekiem jakimś bardzo wesołym, pełnym energii, nic z tych rzeczy, ma raczej, hmm, wisielczy stosunek do rzeczywistości, niemniej jednak z przekonaniem twierdzi, że chciałby dożyć nie tylko setki, ale i dwustu lat czy dalej, byleby tylko w dobrym zdrowiu. Oglądać, jak mu rosną wnuki, prawnuki i praprapraprapraprawnuki, jak świat przechodzi z jednej ery w drugą… niewątpliwie świat z tej perspektywy musi wyglądać ciekawie, być za życia prapraprapraprapradziadkiem, który przeżył sześć stuleci i siłą rzeczy trudno go przebić w życiowym doświadczeniu, a zdrowie mu służy. Jak taki jakiś kurczę wampir. Ale jednak, nie zmęczyłoby Was to po jakimś czasie? Mój Tatul twierdzi, że jego nie. Wydaje mi się, że ponieważ nie jest jakimś bardzo żywotnym czy szczęśliwym człowiekiem, mówi tak dlatego, że czuje świadomie lub nie, jakiś mocny lęk przed śmiercią. Myślę, że jak by tak przeżył załóżmy półtora wieku, tak by nasiąknął cynizmem, że już dalej by mu się odechciało. 😀 Ale może się mylę i obym się myliła i oby Tatul rzeczywiście mógł jak najdłużej pożyć, jeśli chce, ja bym się z tego ogromnie cieszyła. A ma na to duże szanse, bo ma wielu naprawdę długowiecznych ludzi w rodzinie, w tym moją babcię, któ®a ma już 81 lat i ludzie uznają ją za młodszą, niż wyżej wspomnianą 70-letnią babcię od strony Mamuli.
Dziwi mnie trochę paradox naszej pięknej współczesności. Leci się za długowiecznością, nieśmiertelnością wręcz, a co ci biedni ludzie z tego mają? Może i długieżycie, ale pełne różnych dolegliwości, których według naszej konwencjonalnej medycyny nie idzie wyleczyć, a więc jakość pozostawia chyba sporo do życzenia. A że dla mnie w większości sytuacji liczy się właśnie jakość, a nie ilość, nie ma to dla mnie po prostu sensu. Ja oczywiście jestem jak najbardziej za życiem i przeraża mnie też druga skrajność, że skoro ten dziadziuś już ledwo zipie, to czemu mu nie ulżyć i biedaka nie dobić. Jednak myślę, że można to jakoś wypośrodkować. Do czego jednak chyba ludzie powinni bardziej oswoić się z myślą o śmierci i przyjąć ją jako coś naturalnego i niezależnego od nas, bo nie my tu rządzimy, a nie zawsze odsuwać ją gdzieś na skraj świadomości.
A czy Wy chcielibyście dożyć stu lat? Jakie jest Wasze stanowisko w tej kwestii? 🙂
Witajcie!
Dzisiaj również taki raczej spokojny, skandynawski utworek. Dzisiaj jednak z Finlandii, ale nie po fińsku, po angielsku, jak widać po tytule. Elisabeth Ehnrooth (nieszczególnie fińskie jest i jej imię i nazwisko) mieszka w Helsinkach, znana jest po prostu jako ELisabeth. Znam ten utwór już od dłuższego czasu i wciąż mi się podoba.
Witajcie!
Usłyszałam ten utwór dziś rano w jednej ze szwedzkich stacji radiowych i od razu strraszliwie mi się spodobał. Według mnie jest śliczny i zdecydowałam się nim podzielić. Wykonawczyni tego utworu – ELisabet Ormslev – pochodzi z Islandii.
Witajcie!
Mam ochotę trochę pozanudzać. 😀 Dzisiaj mój awatar to znowu piosenka walijskiego, rockowego zespołu Candelas, kolejna, którą wprost uwielbiam. Nazywa się Llwytha'r Gwn i została stworzona w gościnnej współpracy z Alys Williams.
To, co mnie właśnie najbardziej powala w tym utworze, to wokal Alys, z którym pierwszy raz się zetknęłam słuchając Llwytha'r Gwn. Długo, dłuuugo próbowałam się czegoś dowiedzieć, któż to zacz jest, bo zespół Candelas tworzą sami faceci, a przy moim bardzo wtedy kulawym walijskim ciężko mi się było czegokolwiek dowiedzieć, no i w końcu dowiedziałam się, kim jest ta kobitka, dowiedziałam się w dość ciekawy sposób, ciekawy choćby dlatego, że przez Gwila.
Gdy już sobie od jakiegoś czasu pisaliśmy i już byliśmy na takim trochę luźniejszym etapie, gadaliśmy sobie o muzyce, jaką kto lubi itd. no i okazało się, że o ile słuchamy bardzo różnych rzeczy, o tyle w samym temacie muzyki walijskiej nasze gusta są bardzo zbieżne, no i że on też słucha Candelas. Tak więc mi się w mózgu pojawił impuls i zapytałam się go, skoro jest tak zorientowany w kwestiach walijskiej muzyki, kim jest ta babka na wokalu w Llwytha'r Gwn, bo mnie to bardzo, bardzo nurtuje i chciałabym coś więcej od niej zobaczyć. I dowiedziałam się, że Alys Williams, a co więcej, przekonałam się, jak mały jest świat walijskojęzyczny, ponieważ Alys pochodzi z tego samego rejonu, co Gwil i w tej miejscowości, w której on mieszka, mieszkała jej babcia, do której ona jeździła na weekendy jak była mała i bawiła się z Gwila siostrami i czasami też z Gwilem, w każdym razie się znają. Bardzo mnie to zadziwiło.
Teraz jednak ALys ma30 lat, w każdym razie rocznikowo, parę lat temu brała udział w The Voice UK, gdzie śpiewała po ingliszu, ale niestety nie wydała jak dotąd żadnego albumu, także niewiele jest jakichś jej utworów w sieci. Alys jest też mamą dwójki dzieci – dziewczynki o imieniu Catrin i chłopca o imieniu Gruffudd – i wychowuje ich sama.
Życzę Wam miłego słuchania i ciekawa jestem, czy wokal Alys zrobi na kimś takie wrażenie, jak na mnie, no i w ogóle Waszych opinii.
Witajcie!
Ostatnio mam małą fazę właśnie na zespół Candelas, to znaczy ja ich znam i słucham już… no prawie rok jakoś, ale ostatnio tak jakoś jeszcze częściej u mnie leci.
W dzisiejszym awatarze więc wrzucam Wam jedną z moich ulubionych piosenek tego zespołu, aha, dodajmy, że to jest również zespół walijski, ale to chyba idzie wydedukować po nieodszyfrowywalnym tytule. Ta piosenka nazywa się Colli Cwsg. Jakby ktoś się ciekawił, cwsg czyta się "kusk". W piosence chodzi o to, że osoba się w niej wypowiadająca nie chce stracić snu.
Haha, a właśnie, tak off topic, kwestia mojego snu jest już trochę bardziej wyregulowana, znaczy trwa proces regulacji cały czas, ale jest już znacznie lepiej, biorę jakieś cóś na H, drugie cóś też na H i jakoś się żyje, w przyszłym tygodniu jeszcze się wybieram do endokrynologa, tym razem na wizytę, z tymi moimi wynikami, skoro już badania porobiłam. A już myślałam, że rekord w bezsenności pobiję i przebiję. Jednak naprawdę świat wygląda zupełnie inaczej, jak człowiek się wyśpi. 😀
No ale wracając do utworu, życzę Wam miłego słuchania.
Inspiracja.
"Twoje życie jest w nieustannej rozbudowie. Twoim zadaniem jest nauczyć się, jak rozwiązywać wątki i stworzyć z nich gobelin, pasujący do twoich pragnień."
Dannye Williamsen
Witajcie!
Obiecywałam jakiś miesiąc temu mniej więcej, że wrzucę kiedyś jakiś utwór w wykonaniu Gwila po ingliszu, żeby Wam pokazać jego walijski akcent. No i to się właśnie ziściło.
Akurat ten utwór, który jest w chwili obecnej moim awatarem, jest to piosenka typowo walijska, zrobił więc to z tak walijskim akcentem, z jakim normalnie mówi. Przyznam, że dużo już walijskich akcentów i w ogóle walijskich ludzi słyszałam, ale tylko dwie osoby, jakie słyszałam dotąd dorównują Gwilowi w walijskości akcentu. Na ogół jak śpiewa po ingliszu, jego akcent jest znacznie słabszy, w ogóle w muzyce na ogół aż tak akcentu nie słychać, wiadomo, ale tu jest tak celowo. Poza tym do nawijania też ma właściwie trzy akcenty. Jeden taki typowo walijski walijski, którym się posługuje naprzemiennie z językiem walijskim, albo wśród walijskich native'ów, jak trzeba coś koniecznie po ingliszu, drugi taki bardziej cywilizowany walijski i trzeci taki prawie, praawie RP, czyli ten taki, nazwijmy to, czysty angielski, dla niewalijskich ludzi. Przy czym ja się czuję zaszczycona, bo jeśli już on mi cóś nagrywa, to z tym walijskim walijskim, z którym ja się już chyba nienajgorzej osłuchałam i ogarniam, choć na początku było troszkę słabo i dużo czasu mi zajmowało rozszyfrowanie, na początku brzmiało to dla mnie niemal identycznie jak język walijski. 😀 W tym utworze jest kilka walijskich słów, są to nazwy kilku walijskich miejscowości, które nie mają swoich angielskich odpowiedników, słowo achafi – czyli po naszemu fuj, bue, oraz imię żeńskie Gwenllian – czyli imię żony tytułowego bohatera piosenki, ale to tyle walijskiego.
A co do utworu, jest to tradycyjny utwór walijski, znaczy nie tyle tradycyjny, że jakiś bardzo stary, zaledwie z dziewiętnastego wieku, ale po prostu zakorzeniony w tradycji, z racji na temat. Opowiada o jednej z bardziej znanych walijskich osobistości XIX wieku, niejakim doktorze Williamie Price, facet naprawdę istniał, jakby ktoś miał wątpliwości, był jak tytuł wskazuje lekarzem, ale zasłynął jako jeden z excentryczniejszych obywateli wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii, co jest wielkim wyróżnieniem, ponieważ epoka wiktoriańska sprzyjała wszelkim dziwadłom i można by rzec, że excentryczność była wtedy modna. Oprócz więc tego, że był lekarzem, był także neodruidem, nacjonalistą, nudystą, wegetarianinem, ale przede wszystkim – pionierem kremowania zwłok w Wielkiej Brytanii, ponieważ skremował jako pierwszy w tym kraju swojego zmarłego synka, który by the way nazywał się Iesu Grist, czyli Jezus Chrystus, potem zaś sam został skremowany po śmierci. W ogóle facet miał manię wielkości. I głównie o tych jego krematoryjnych wyczynach traktuje ów utwór.
Jest kompletnie inny w stylu od albumu Gwila, poza tym wyróżnia się chociażby tym, że jest po ingliszu.
Kiedyś jeszcze Wam pokażę jego walijski akcent w wersji light, ale na razie jeśli chcecie usłyszeć akcent walijski w wersji light, to dobrym przykładem, choć z innego regionu Walii – jest Danielle Lewis, której piosenkę w dwóch wersjach językowych już kiedyś udostępniłam, po angielsku nazywa się Dreams Grow.
Miłego słuchania. 🙂
Witajcie!
Dzisiejszy awatar to również jest cover utworu Cornelisa Vreeswijka, obiektu mojej poprzedniej wielkiej fazy. Cover w wykonaniu popularnej szwedzkiej piosenkarki – Lisy Ekdahl. – A żeby było jakieś porównanie, w moich plikach udostępnionych znajduje się zarówno wersja Lisy, jak i Cornelisa.
Piosenka ta w wersji Lisy EKdahl pojawiła się na albumie "Den Flygande Holländaren", czyli po szwedzku latający Holender. Album ten jest składanką utworów Vreeswijka scoverowanych przez różnych popularnych skandynawskich artystów, został wydany w kilka lat po jego śmierci.
Utwór Papillas Samba został napisany przez Cornelisa do szwedzkiego filmu o tytule "Svarta Palmkronor" (Czarne Korony Palm) z akcją w Brazylii. Vreeswijk nawet grał w tym filmie, ja ten film jakieś półtora roku temu widziałam. Podmiotem lirycznym, czy jak to się tam w muzyce określa, jest w tym utworze niejaka Elin Papilla, czyli główna bohaterka tego filmu, szukająca człowieka, który kiedyś uratował jej życie, ponieważ teraz ona pragnie pomóc jemu, bo tym razem on znalazł się w niebezpieczeństwie.