Witajcie!
Ostatnio obiecywałam recenzję, ale tak długo się delektowałam tą książką, że napisanie jej przeciągnęło się trochę w czasie. Właściwie czytałam ją równo tydzień, co bardzo, bardzo rzadko mi się zdarza, tylko w przypadkach, gdy książka jest straszliwie nudna, a przeczytać ją z jakiegoś powodu chcę lub muszę, albo jak jest taka piękna czy ciekawa, że czytam ją bardzo wolno, delektując się nią, powracając do poprzednich stron nawet i ogólnie przeciągając cały proces o tyle, ile się da. Tak też było z "Ruth". Pomimo, że czytałam ją już drugi raz. Mam wrażenie, że tym razem wyciągnęłam z tej książki znacznie więcej.
Elizabeth Cleghorn Gaskell jest pisarką pochodzącą z ANglii, tworzącą w XIX wieku, w epoce wiktoriańskiej, bardzo cenioną w swej ojczyźnie. U nas również jest znana, ale z racji tego, że wciąż stosunkowo niewiele książek jest przetłumaczonych i są dostępne chyba głównie w jakichś antykwariatach, nie aż tak lubiana. Światowo znana jest z biografii innej współczesnej sobie pisarki – Charlotte Bronte – z utworu znanego w Polsce pod tytułem "Panie Z Cranford" lub "Cranford" oraz powieści "Północ Południe". Pisała opowiadania w gotyckim klimacie, podobno też kryminalne, ale to wiem z drugiej ręki. W każdym razie pisała dobrze, umiała trafnie i ciekawie opisywać ludzi, otaczający ich świat, zjawiska społeczne… Tak, że czytając jej książki, ma się wrażenie, że jest się ich częścią, a to przecież niewątpliwa oznaka, że utwór jest bardzo dobrej jakości.
"Ruth" to powieść mówiąca o moralności i dziewiętnastowiecznej moralności. Jest utworem pełnym smutku i cierpienia. Mówi o tym, jak okrutny potrafił być los dla niezamężnych kobiet, w dodatku nie mających odpowiednich koneksji czy środków finansowych, a cóż dopiero dla samotnych matek.
Taką samotną, pogardzaną przez wszystkich, młodą matką jest właśnie tytułowa Ruth Hilton. Wywodzi się ona z klasy nieuprzywilejowanej. Na jej nieszczęście została dość wcześnie osierocona przez obojga rodziców. Znajduje sobie posadę jako krawcowa. Może nie ma życia szczęśliwego, bo nie bardzo lubi swoją pracę i nie jest w niej dobra, a szefowa bez skrupułów wyzyskuje swoje pracownice, ale przynajmniej ma dach nad głową i środki do życia. W tym czasie poznaje niejakiego pana Bellinghama, który jest pod urokiem niezwykłej urody dziewczyny, jak również jej skromności i bezpretensjonalności. Między tymi dwojgiem powoli nawiązuje się więź, pan Bellingham odwiedza Ruth w niedziele i spędza z nią coraz więcej czasu. Któregoś jednak razu, pracodawczyni Ruth nakryła ją na jakże chaniebnym czynie: trzymała rękę na ramieniu towarzyszącego jej młodzieńca. Dziewczyna zostaje bez pardonu wyrzucona z pracy i znów zostaje bez dachu nad głową. W tym momencie "wspaniałomyślny" pan Bellingham ofiaruje jej pomoc, wyjeżdżają razem do Walii i zostają kochankami. Należy tu dodać, że Ruth, będąc wtedy bardzo młodą dziewczyną, zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje może jej przynieść takie postępowanie, nie wie nic o tym, że jest to sprzeczne z zasadami moralnymi panującymi w jej środowisku. Obdarza Bellinghama szczerym, niewinnym, a bardzo silnym uczuciem, które będzie jej towarzyszyło właściwie przez całe życie. On jest jednak człowiekiem egoistycznym, samolubnym i raczej niedbającym o moralność. Zresztą nie musi, jest arystokratą, no i, mężczyzną. Wkrótce jednak Ruth boleśnie się przekonuje o tym, w jak niekorzystnym położeniu się znalazła. Ludzie traktują ją właściwie jak przedmiot, jak coś zepsutego i odrażającego. Po jakimś czasie pan Bellingham zachorowuje na gorączkę mózgu i przyjeżdża do niego jego matka. Ruth bardzo to przeżywa, boi się jego śmierci, ogromnie cierpi. Wraz z powrotem do zdrowia Bellinghama, matka namawia go, aby opuścili gospodę, w której się znajdowali i wyjechali jak najprędzej, chce zakończyć jego znajomość z Ruth, ponieważ według niej to właśnie Ruth przyczyniła się do tego, że jej syn żyje z nią w grzechu. Bellingham z matką wyjeżdża, pozostawiając Ruth samą sobie i bardzo cierpiącą. Wtedy na horyzoncie pojawia się pan Benson, który wraz ze swą siostrą zabiera ją do swego domu, dziewczyna dostaje nową tożsamość i jako wdowa jest guwernantką dwuch córek mieszkającego w sąsiedztwie pana Bradshawa. Ruth staje się także matką małego Leonarda. Jednak nawet u Bensonów nie jest bezpieczna i po latach jej sekret wychodzi na jaw.
Dziewczyna (pomimo iż jest wręcz uosobieniem niewinności, trudno doszukać się u niej jakichś większych wad, może poza nadmiernym odczuwaniem wszystkiego, ale też życie jej nie oszczędza, więc w sumie trudno się jej dziwić) jest traktowana przedmiotowo, ludzie automatycznie przestają utrzymywać z nią jakiekolwiek relacje, przestają odwiedzać dom Bensonów, są dla niej bardzo okrutni, dotyka to także Leonarda, o którym pan Bradshaw mówi, że i on musi ponieść karę, za czyn jego matki.
Książka owa w doskonały sposób pokazuje, jak bardzo współcześni autorce ludzie kierowali się uprzedzeniami w relacjach z innymi, jak wiele kobiety w sytuacji takiej, jak Ruth musiały wycierpieć i jak dalekie od prawdy potrafią być pozory. Jest typową powieścią moralizatorską, po której przeczytaniu widać wyraźnie, jak okrutni możemy być dla kogoś sądząc go wyłącznie po pozorach lub nie dając mu szansy na poprawę, lub, jak ujął to pan Benson, wdeptywać w piach, z którego nie można się wydostać. Dla czytelnika w XXI wieku tematyka książki może się czasem wydawać niezbyt zrozumiała, jako, że w naszych czasach samotne matki i nieślubne dzieci nie są żadnym wielkim fenomenem, trzeba więc na zjawisko spojrzeć z perspektywy ówcześnie żyjących ludzi, która była zupełnie inna od współczesnej.
Pomimo jednak, iż powieść jest moralizatorska, wcale nie jest sucha czy nudna lub przesycona banałami, jak wiele innych powieści moralizatorskich czy dydaktycznych, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Jak już mówiłam, proza Elizabeth Gaskell sprawia, że możemy niemalże dosłownie wejść w świat bohaterów i wszystko zobaczyć niemalże namacalnie. Powieść jest napisana bardzo dobrze, wiele postaci drugoplanowych jest odmalowanych w naprawdę ciekawy sposób, taka Sally chociażby. Sama Ruth nie jest szczególnie barwną postacią, według mnie jest nieco mdła, ale jednak daje się lubić, no i chyba właśnie miała być taką typową, białą bohaterką, bez jakichś większych wad czy słabości. Język powieści jest bardzo piękny, zdecydowanie będę musiała ją przeczytać po ingliszu.
Nie jest ona oczywiście pozbawiona pewnych wad, niektóre wątki są na przykład trochę nazbyt rozciągnięte, chociażby zaloty pana Farquhara do Jemimy Bradshaw, czy zdradzenie się przez autorkę z tym, że chyba niewielkie ma pojęcie o języku walijskim, nawet mniejsze od mojego początkującego. 😀 No ale, to są takie szczególiki w porównaniu w piękną całością.
Komu mogłabym tę ksiażkę polecić:
Miłośnikom literatury angielskiej, obyczajowej, z wnikliwymi obserwacjami dotyczącymi otoczenia, ludzkich charakterów, obyczajowości, zainteresowanym moralnością czy religią, jeśli ktoś na przykład czytał "Tessę D'uberville" Hardy'ego, to "Ruth" na pewno takiemu komuś się spodoba.
Nie polecam tej książki ludziom, którzy lubią szybką akcję i trzymającą w napięciu fabułę, tutaj fabuła jest bez wątpienia bardzo wciągająca, angażująca emocjonalnie czytelnika w bardzo dużym stopniu, ale raczej zbytnio nie napina.
Author: moozgish
Witajcie!
Dzisiaj w moim awatarze bardzo piękny według mnie utwór norweskiej piosenkarki Christel Alsos o tytule Molly.
Miłego słuchania! 🙂
Witajcie!
Dziś dla odmiany zupełnie niemainstreamowy, za to fazowy awatar. Chciałabym Wam pokazać kolejny utwór projektu Bendith, o którym szerzej już jakiś czas temu pisałam. Utwór ów nazywa się "Dinas", czyli po walijsku miasto, ale takie city w sensie i według mnie jest ogromnie piękny.
Miłego słuchania! 🙂
Hhrrru?
To ja Misha. Piątek z Mishą hihi. Co tam u Was w życiu?
Ja dopiero zlazłem z łóżka, ale jeszcze jestem śpiący jak skończę to pewnie znowu się położę.
Chciałbym Wam dzisiaj opowiedzieć o Bobim.
Mama cały czas mówiła, że już nie ma cierpliwości do Bobiego, że już go nie chce i że go komuś odda. Bo on ciągle uciekał, to naprawdę jest zdrajca. Nikt go już nie lubił, nawet Zofijka. I jeszcze się okazało, że on mnie też nie lubi, bo jak się na chwilkę zobaczyliśmy, to prawie na mnie skoczył, to wcale nie było zabawne. Zofijka mnie uratowała i zabrała. Mama mówi, że ja jestem dużo lepszy niż Bobi. Bobi jak ucieka, to zaczepia wszystkie psy i bardzo głośno szczeka, a na podwórku nie szczeka w ogóle. No i w końcu przyjechał taki pan i mama mu oddała Bobiego. Oni się obaj polubili. Może ten pan był taki sam jak Bobi i będą się dobrze rozumieli. A potem mama powiedziała, że Bobi pojechał w daleki świat, aż do Redłowa i wtedy Emi powiedziała, że przecież tam mieszka moja mama. Tam mieszka moja mama, Hansa Luft i moi bracia i moja inna rodzina i inne koty, które lubię i które mnie znają i ja się tam urodziłem. Ale mój tatuś tam nie mieszka, mój tatuś mieszka w Pradze i nazywa się Jupiter. Czyli ja jestem trochę polski, trochę czeski, ale oczywiście najbardziej rosyjski. Ja już prawie nie pamiętam tego, jak tam mieszkałem. Ciekawe, czy Bobi pozna moją mamę. Tylko że wtedy nie będzie wiedział, że to moja mama. Mam nadzieję, że jak ją pozna, to ona na niego skoczy tak, jak on na mnie. Ona jest bardzo odważna i piękna, Zofijka mówiła mi, że jest piękna, bo ja już jej prawie nie pamiętam, i tych ludzi, którzy mi tam dawali jeść też nie pamiętam, tylko wiem, że tam byli i nam dawali jeść, ale to nie było takie dobre jedzenie.
Tam nie jadłem flądry z puszki, tylko jakąś karmę, i najpierw mleko mamusi oczywiście i miałem tam brzydką sierść, a teraz mam taką miękką, Zofijka kiedyś powiedziała, że jestem miękki jak bita śmietana. To chyba nie był komplement. Ale ja lubię być miękki, nie obchodzi mnie, co myśli Zofijka. Dzisiaj właśnie dostałem na śniadanie wieeelką porcję flądry z puszki. I wiecie co jeszcze było? Mama rozmawiała z Emi, jak mi dawała tą flądrę i powiedziała ostatnio sobie pomyślałam że trzebac hyba Mishy zacząć częściej kupować tuńczyka. Taaak! Taaak! Taaak! Taki byłem szczęśliwy i tak głośno mlaskałem, jak jadłem, że aż się moja miseczka trzęsła i wszyscy się śmiali to znaczy mama, Emi i Zofijka, bo ja jestem dzisiaj jedyny chłop w domu na razie.
Ale w nocy nie było przyjemnie, bo spałem w kuchni. Widzicie, jak mnie tu traktują źle? Ja chciałem spać u mamy, ale mama nie lubi ze mną spać w nocy i mi nie pozwala, tylko w dzień mogę tam przychodzić, bo ja bardzo lubię mamy pokój. Tam jest dużo ładnych rzeczy. Są takie piękne firany, którymi można się bawić, w garderobie wiszą takie śmieszne kulki, których można dotykać i wtedy szumią, albo się na nie wspinać i wieszać się łapami, można wąchać różne rzeczy, tylko czasami jak chodzę na przykład po stoliku, żeby wszystko tam obwąchać, to źle postawię łapkę i coś może spaść, ale to przecież jest rzadko i niechcący, ja staram się być delikatny. I na łóżku jest taka śliska narzuta, można się po niej ślizgać, nawet jak ktoś pod nią śpi, to mi nie przeszkadza, chyba, że to jest tata, to wtedy jest bardzo źle, bo jak mu skoczę na głowę, to mnie bije. No i mama właśnie bardzo nie lubi, jak ja jestem w nocy u niej w pokoju i zawsze mnie wyrzuca, czasem nawet się bardzo długo gonimy, bo ja uciekam, a mama nie może mnie złapać, bo się chowam pod fotelem, potem w garderobie i gdzie się da. Wczoraj też się długo goniliśmy i było wesoło, ale potem w końcu mama mnie złapała, wzięła mnie tak mocno za kark, aż pisnąłem, bo nikt tak przecież nie lubi i zaniosła mnie do Emi. Powiedziała jej, żeby się mną zajęła, bo mama już mnie nie chce widzieć, bo inaczej mnie zabije. Ale ja nie chciałem być u Emi i miałem ochotę na zabawę, więc powiedziałem, żeby mnie wypuściła i w końcu mnie wypuściła. Pobiegłem szybko do mamy, ale tam były zamknięte drzwi, wołałem, żeby mnie wpuściła, ale nikt nie otwierał, posiedziałem chwilę pod drzwiami, a potem poszedłem coś zjeść. Bawiłem się z moim cieniem, kto pierwszy przebiegnie przez cały salon, kuchnię i jadalnię, długo się bawiliśmy, potem chciałem iść do piwnicy, ale nikogo tam chyba nie było, bo nikt mi nie otworzył. Zachciało mi się spać i głośno zawołałem "Hhrrru?", żeby się dowiedzieć, czy ktoś jeszcze nie śpi. Ale wszyscy już chyba spali, więc poszedłem do kuchni, wspiąłem się na szafkę, zaśpiewałem sobie moją piszczącą kołysankę, zwinąłem się w kuleczkę zasnąłem.
Dzisiaj jest znowu piątek i dzisiaj znowu Emi miała angielski i przyjechał jej nauczyciel i wszyscy się dziwili, że ja się przy nim tak dziwnie zachowuję. Wskoczyłem mu na kolana, potem do plecaka, mama bardzo się śmiała. Potem mama poszła robić jakieś ludzkie picia, a ja wyszedłem z plecaka, znowu wlazłem mu na kolana i zacząłem go lizać po rękach. Ja bardzo lubię lizać ludzi i sprawia mi to taką radość, że przestaję myśleć i często zaczynam wtedy gryźć. To nie boli, ale nikt mi na to nie pozwala, bo mama mówi, że ja mam od tego głupie myśli w głowie. No ale on nie wiedział, że mi nie pozwalają i bardzo się zdziwił, jak go ugryzłem i powiedział, że też mnie zaraz ugryzie, ale mnie nie ugryzł, a Emi powiedziała Misha ty śmierdzący głupku nie wolno.
No i potem oni skończyli tego inglisza i jeszcze coś tam się działo, ale byłem śpiący i nie wiem co, a potem mama, EMi i Zofijka gdzieś poszły, a ja przyszedłem do mojego łóżeczka się położyć. cały czas spałem, tylko teraz tak sobie myślę, jak już wróciły, że mógłbym wybrać sobie jakieś lepsze miejsce, bo się nie wyspałem i się ciągle budziłem, bo Emi jak przyszła, to miała cały czas włączoną jakąś wrzeszczącą muzę i teraz też, ale chyba zaraz znowu pójdę spać, a nie chce mi się gdzieś daleko iść więc pewnie będę spał tu. U Zofijki też jest jakaś muza, tylko nie wrzeszcząca, ale dudniąca, a Zofijka do niej wrzeszczy i Zofijki koleżanka. Też bym sobie chciał powrzeszczeć, ale aż tak głośno nie umiem.
Pozdrawiam wszystkich bardzo Mishnie.
Misha
Dziś też będzie mainstreamowo, a co tam.
Jeśli ja słucham jakiejś muzyki komercyjnej, czego nie robię często, ale czasem jest fajnie i nie sugeruję się tym, czy coś jest mainstreamowe czy nie jest, to jakoś tak wychodzi, że ta muzyka komercyjna jest najczęściej ze Skandynawii i to tam jest popularna i puszczana przez media głównego ścieku. Muzyki komercyjnej światowej, polskiej, czy jakiejkolwiek innej słucham jeszcze rzadziej.
Piosenka, która dziś jest w moim awatarze, była swego czasu puszczana, słyszałam, że podobno do znudzenia, w fińskich stacjach szwedzkojęzycznych i szwedzkich fińskojęzycznych. Szczęśliwie ja jeszcze nigdy nie słuchałam żadnej z takich stacji jakoś dłużej bez przerwy, więc sama tego nie doświadczyłam.
Jest to typowy utwór naszej epoki, niczym w sumie nie porywa, ale.. i tak mi się podoba.
Wokalistka nazywa się ELla Koskela, a jej pseudonim artystyczny to Ella Sanoo, czyli po fińsku ELla mówi. Karierę rozpoczęła mając lat 17, pochodzi z miasta Vasa, w
Finlandii, (że z Finlandii, to słyhać, bo nie mówi z), w którym wielu ludzi na co dzień posługuje się językiem szwedzkim. Utwór "Magic Call" natomiast jest jednym z jej bardziej popularnych utworów.
Inspiracja.
Witajcie!
Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami cytatem z książki, którą aktualnie czytam. Czytam ją po raz drugi i wciąż tak samo mi się podoba i – jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – znajduję w niej nowe rzeczy, do których poprzednio nie przywiązałam zbyt wielkiej wagi. Książka ta to "Ruth" Elizabeth Gaskell, w ogóle w najbliższym czasie zamierzam przeczytać wszelkie jej książki, jakie tylko znajdę, więc całkiem możliwe, że posypie się troszkę recenzji. Ruth jest książką, którą można określić jako smutną, taki też jest ów cytat, dotyczący śmierci naszych bliskich. A oto i on:
"Najdroższa Ruth, nie rozpaczaj tak bardzo. To nie przyniesie nic dobrego; nie wróci życia zmarłym – rzekł sam Bellingham poruszony widokiem jej strapienia.
– Wiem, że nie wróci – szepnęła Ruth – i dlatego płaczę."
A dzisiaj będzie taki całkiem normalny, rzekłabym, mainstreamowy awatar. No i nawet po angielsku. Catatonia – zespół może w Polsce jakoś niezbyt dobrze znany, ale w UK czy nawet w Irlandii nawet teraz, gdy już nie istnieje, wciąż dość popularny. Jest to zespół walijski, a jakże, ale tworzący jednak głównie po angielsku, którego muzykę klasyfikuje się do indie rocka, britpopu i paru tam jeszcze innych gatunków.
Oprócz kilku facetów, członkinią, a ściślej rzecz ujmując wokalistką i liderką tego zespołu była także niejaka Cerys Matthews. Cerys pochodzi z Cardiff, a więc z południowej Walii, mówi po angielsku i walijsku od dzieciństwa, no i jeszcze w paru innych językach. Właściwie myślę, że nie przesadzę twierdząc, że w Wielkiej Brytanii jest celebrytką. ANgażuje się w bardzo różne akcje społeczne, jest też dziennikarką w BBC Radio 6, co niedzielę ma swój własny program, jest też strasznym molem książkowym i ma chyba, o ile dobrze w tej chwili pamiętam, trójkę dzieci. Rozwinęła też karierę solową, mniej rockową, a bardziej folkową. Zespół Catatonia jednak już nie istnieje, rozwalił się już dość dawno z powodu problemów Cerys dotyczących różnego rodzaju używek i jeszcze jakichś tam innych egzystencjalnych.
O ile światopogląd Cerys drastycznie różni się od mojego, o tyle uwielbiam jej wokal, uwielbiam jej słuchać nawet, jak nawija, dlatego zdarza mi się całkiem często słuchać jej audycji w BBC i to wcale nie ze względu na muzykę, którą puszcza, a która na ogół jakoś średnio mi podchodzi, bo to taki jakiś jazz i jakiś bardzo retro blues na ogół jest, ale właśnie po to, żeby słuchać jej nawijki. I bardzo lubię jej akcent. Normalnie nie jest jakiś silny, ale jednak jest walijski, nie tak, jak z wieloma ludźmi z tych ogólnokrajowyc stacji BBC, którzy się chyba wstydzą własnych, rodzimych akcentów, czy coś.
W utworze "Road Rage" ma jednak baardzo silny walijski akcent, taki typowy, południowowalijski, taki, że aż niejaki Ian Hyland, recenzujący albumy muzyczne dla "Sunday Mirror", stwierdził podobno, że "If Matthews sounded any more Welsh she'd be a dragon". 😀 Jakby któś nie wiedział, smok jest narodowym symbolem Walii, dlatego tak.
Ja uwielbiam całą dyskografię Catatonii, akurat "Road Rage" jest jednym z największych hitów tego zespołu, ale też jednym z moich ulubionych ich utworów.
Miłego słuchania. 🙂
Baby Name Game.
witajcie!
W zeszłym miesiącu przerzuciłam tu pomysł niejakiej ALexandrii z Australii, z bloga The Name Garden, która między innymi tworzy dla swoich czytelników gry dotyczące nadawania imion dzieciom. Ponieważ jest już październik, właśnie wrzuciła nową, ciekawą grę, w tym samym stylu, co ta z zeszłego miesiąca, mianowicie chodzi o to, żeby nazwać troje lub więcej dzieci imionami z listy, a ta lista to imiona dzieci urodzonych w październiku zeszłego roku, których imiona zostały podesłane na Name Garden. Są tam zarówno imiona pierwsze, jak i drugie. Może ktoś chciałby się też pobawić? Komentarze z Waszymi wyborami możecie wtedy pisać albo u mnie, albo jeśli ktoś ma Tumblra, u Alexandrii. Żeby było wygodniej, poniżej rzucam listę imion.
Pierwsze imiona dziewczynek: Kimberly, Savannah, Aphra, Isobel, Lorna, Ella, Margot, Beatrice, Delilah, Mina, Reece, Emilia, Poppy, Alessandra, Iris, Kennedy, Grace.
Drugie imiona dziewczynek: Cheyenne, Clare, Victoria, Cecilia, Molly, Wren, Rose, Alice, Elizabeth, Grace, Leonie, Annabelle, Tu, Lucia, Jude, Alexandra, Callie, Sophia.
Pierwsze imiona chłopców: Freddie, Samuel, Joshua, Sebastian, Alexander, Henry, Arthur, Louis, Fergus, Alfie, Jason, Conner.
Drugie imiona chłopców: James, Augustus, Joseph, Henry, Jonathan, Atticus, William, Simon, Robert, George, Alastair, Coleridge, Alexander, Nelson, Daniel, Clarence, Franklin, Lucas.
Moje typy to: Isobel Elizabeth, Fergus William, Ella Lucia, Samuel Alastair oraz Delilah Annabelle.
Link do wpisu Alexandrii to:
http://thenamegarden.com/post/166123586336/lets-kick-off-with-the-first-baby-name-game-of
Miłej zabawy wszystkim chętnym życzę. 🙂
Gumki są fajne.
Hhrrru?
To ja Misha. Mam dzisiaj całkiem przyjemny dzień. Wcale nie śpiący. Właśnie przyszedłem do Emi i pomyślałem sobie, że coś Wam poopowiadam o moim ciekawym, bardzo przebojowym, Mishowym, szarym życiu.
Mówiłem, że mam dużo zabawy, a to dlatego, że odkryłem na nowo gumki. Zofijka ma bardzo dużo gumek i ona z nich sobie robi jakieś bransoletki, ja się nie znam. W każdym razie fajne jest to, że ona ma te gumki i one się walają po całym domu. Nie dlatego, że Zofijka tak robi, tylko przeze mnie. Bo ja się uwielbiam bawić gumkami. Mam w główce wykrywacz gumek i nawet jak ktoś sobie macha taką gumką daleko ode mnie, to ja zaraz przybiegam i się rzucam. Na tą gumkę, albo na człowieka. No ale jakoś ostatnio o tych gumkach zapomniałem, bo one mi się ciągle gubią, a wczoraj mama znalazła jedną w swoim pokoju. "O, Misha, paatrz, twoja gumeczka". Bardzo się oczywiście ucieszyłem, ale potem byłem zły, bo mama nawet mi jej nie pozwoliła dotknąć, tylko wzięła mnie na ręce i cały czas trzymała tą gumkę. Pomyślałem sobie, że bez sensu. Zaniosła mnie do Emi, która jeszcze spała, postawiła mnie na podłodze, a tą gumkę rzuciła na kołdrę. Ja się wspiąłem na łóżko, a właściwie na Emi, żeby się tą gumką bawić, a Emi się od razu obudziła i bardzo się zdziwiła, że ja tu jestem i się mnie zapytała, czy sam chciałem tu przyjść. Ale ja się interesowałem gumką. Potem mama położyła tą gumkę Emi na oczach i ja się na nią rzuciłem, a one się bardzo śmiały. Trochę jeszcze się potem bawiliśmy tą gumką, a potem jeszcze wieczorem, jak byłem w domu sam z Emi, ale nam co chwilę wpadała pod łóżko i nie mogliśmy jej wyciągnąć, bo ja ją widziałem, ale nie mogłem złapać, a EMi by mogła złapać, ale jej nie widziała i się nie mogliśmy dogadać. A jak ją w końcu złapaliśmy, to znowu ja ją zrzucałem pod łóżko z drugiej strony i potem jęczałem, bo nie mogłem jej wyciągnąć, aż w końcu się nam zabawa znudziła. Dzisiaj też się bawiłem gumką z mamą. Jak Emi miała angielski, to w ogóle miałem fajnie, bo bawiłem się plecakiem tego pana, co do niej przychodzi i gumką Zofijki, ale szybko mi się znudziło, bo nikt się nie interesował tym, jak ja szybko biegam. Jak nauczyciel EMi pojechał, to poszliśmy razem do mamy do piwnicy, a potem one poszły na taras z jakimś ludzkim żarciem i jakimś ludzkim piciem i się śmiały, a ja stałem, przykleiłem się do szyby i płakałem. Tak długo płakałem, żew końcu mama wstała, podeszła do drzwi, chwilkę ze mną porozmawiała, że mam piękne, zielone oczy i takie tam, ale ja ciągle płakałem, tak długo, że aż mi w końcu otworzyła, włożyła mi smycz i mogłem też wyjść. Dużo ciekawych rzeczy się tam dowiedziałem. Najpierw mi kazały leżeć, tak jakby można było leżeć jak jest taki piękny wiatr i wrony kraczą i jakieś inne zwierzęta gdzieś tam daleko się odzywają i gałęzie się ruszają i wszystko się rusza. Emi mnie trzymała i ja się w ogóle nie mogłem ruszyć i kazały mi leżeć. No ale ze mną tak nie ma. Mama jest strasznie miękka i w końcu mnie wzięła i ze mną chodziła, a ja sobie oglądałem świat. Bardzo mnie interesowały drzewa, jak już zeszliśmy do ogrodu to nie mogłem się powstrzymać i ciągnąłem mamę do jednego drzewa, aż w końcu mama wrzuciła mnie na gałąź. Ja się chciałem wspiąć wyżej, aż się cały trząsłem, tak bardzo chciałem, ale głupi ludzie mi co chwilę obcinają pazurki i się zsuwałem, a mama się śmiała i mówiła Misha co z ciebie za kot nawet się nie umiesz wspinać. Potem się jeszcze śmiała, że się przewróciłem, że nie umiem iść, a jak nie chciałem wracać do domu to powiedziała, że jestem uparty osioł. Bardzo śmieszne.
No ale miałem Wam powiedzieć, czego się dowiedziałem, oprócz tego, że drzewa są bardzo fajne i fajnie jest się wspinać na gałęzie. Dowiedziałem się, że teraz będę dostawał bardzo dużo prezentów. Emi powiedziała, że tak powinno być, bo ja jestem najmłodsze dziecko i trzeba mnie rozpieszczać, a mama powiedziała, że to prawda, ale nie tylko dlatego będę teraz dostawał prezenty. Będę dostawał prezenty dlatego, że u Zofijki w pokoju jest teraz taka piękna, ogrrrroooooomna kanapa. Co to ma do rzeczy? Ona mi się bardzo podoba i ja myślałem, że to dla mnie. Myślałem, że to dla mnie, bo jak ja rozłożyli, to wszyscy mnie wołali Misha chodź zobacz i słyszałem, że się zastanawiaja, co ja na to powiem. Ja sobie chodziłem po Zofijki pokoju, oglądałem, oceniałem, bo było przemeblowanie, spodobało mi się, a potem w końcu obszedłem ten mój wielki prezent ze wszystkich stron, obwąchałem, pomyślałem chwilę, jak to ja, no i zabrałem się do zabawy. Wskakiwałem na tą kanapę i ją drapałem. Bardzo się cieszyłem, że będę miał takie wielkie, własne łóżko. Bo Zofijki łóżko cały czas stoi w takim jej drugim, mniejszym pokoju, więc myślałem, że ona będzie spała tam. Wtedy wszyscy się rzucili i zaczęli wrzeszczeć Misha debilu co ty robisz masz źle w głowie zostaw to idź sobie spadaj, a tata nawet powiedział spieprzaj dziadu i mnie kopnął. Ale ze mną tak nie ma. Jak już sobie wszyscy poszli, to Zofijka mnie zaprosiła do swojego pokoju, ja wszedłem, bawiłem się z nią chwilkę, a potem Zofijka robiła jakieś laurki, a ja bawiłem się moim prezentem. Zofijka tylko się odwróciła i krzyknęła Misha przestań, ale nic więcej nie powiedziała, a ja dalej się bawiłem. Dopiero potem mama to usłyszała i narobiła strasznego szumu i uciekłem. Teraz mama każe Zofijce zamykać drzwi do pokoju, żebym ja nie przyszedł, ale Zofijka lubi ze mną być i i tak mnie czasem zaprasza. Więc Emi powiedziała mamie, że skoro ja myślę, że to jest prezent, to trzeba mi dać jakiś prawdziwy prezent dla mnie, żebym się nim zajął i przestał męczyć kanapę. Mama powiedziała, że to prawda i kazała tacie zrobić mi taką zabawkę do wspinania, drapania i do snu. Tata teraz nie ma czasu, ale musi mi zrobić, bo inaczej Zofijka będzie miała obdrapaną kanapę, zresztą już trochę ma, no ale nie tak bardzo. Ja już teraz wiem, że to nie jest prezent dla mnie, ale sobie poczekam, aż mi coś dadzą i wtedy przestanę drapać. No i dzisiaj mama i Emi rozmawiały właśnie o tej zabawce i jeszcze o tym, że mama mi kupi huśtawkę. Taką huśtawkę niby w kształcie muszli, którą się zawiesza na grzejniku i będę mógł się w niej bujać, marzyć i spać. I jeszcze mama powiedziała, że bardzo chciałaby mi kupić brata, ale musi się dowiedzieć, jak to jest mieć dwa koty i pomyśleć. Emi się śmiała, że jeszcze zanim skończy myśleć to się jej odechce, ale ja mam nadzieję, że nie. Mama powiedziała, że jest jej mnie żal, bo zawsze jestem sam i mi się nudzi i powinienem mieć przyjaciela. Mama miała mi kupić tuńczyka,ale jednak na razie nie kupiła. I jeszcze się dowiedziałem, że bardzo pięknie i zgrabnie skaczę. Ale potem mama i tak się znowu ze mnie śmiała, bo się przestraszyłem kamienia.
Bardzo jestem ciekawy, jakie będą te moje prezenty czy mi się spodobają. Teraz znowu byłem sam, bo wszyscy sobie gdzieś poszli, ale teraz już nie jestem sam na szczęście. Zaraz chyba pójdę spać.
Pozdrawiam wszystkich bardzo Mishnie.
Misha
Inspiracja.
"Pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby, którą się jest."
Kurt Cobain