Będzie kolejna rozkmina. Zgadnijcie o czym. 😀
Rozkmina dotyczyć będzie mózgu, tak jak poprzednio, oraz zmysłów, o których też już było. Konkretnie tego, jak to jest żyć z pomieszanymi zmysłami i czy to serio jest szaleństwo.
No ale jak to z pomieszanymi zmysłami?
Do napisania tego wpisu zainspirował mnie tym razem Gwil, a raczej z Gwilem nawijka, którą odbyliśmy w czwartek. Ja bardzo lubię czwartki, bo wtedy Gwil ma najwięcej czasu, żeby ze mną pisać i często piszemy o różnych rzeczach poza walijskim i polskim, co ja wprost uwielbiam. No i gadaliśmy sobie coś tam o muzyce, o jakichś harmoniach, aha, bo ja się go zapytałam, czy on ma jakieś takie rzeczy, które go inspirują do pisania muzyki, no więc mi napisał tam o różnych rzeczach i między innymi o tym, że jak pisze muzykę, zresztą nawet jak nie pisze, po prostu jak słyszy jakieś dźwięki, albo o nich myśli, to widzi je w różnych kolorach. Nie tak, że serio widzi wtedy jakiś kolor, tylko tak jakby w mózgu, coś na zasadzie takiego bardzo silnego skojarzenia, że to mu się po prostu bardzo mocno łączy. No i że jak na przykład coś komponuje dla Plu, to wtedy na ogół musi być na głosy i to mu musi współgrać kolorystycznie. Im lepiej współgra kolorystycznie, tym lepiej brzmi. W związku z tym mi się w mózgu zapalił alarm, bo tego typu zjawiska nie były mi obce. Nie raz już o nich słyszałam, a poza tym sama mam podobne korelacje między słuchem a dotykiem, tyle, że nie muzyczne, też między słuchem a smakiem i jeszcze różne dziwne i pomagają m one w nauce języków. Co do tych moich to można by dywagować, ale to Gwila na pewno jest klasycznym przypadkiem synestezji, która jest często określana właśnie jako pomieszanie zmysłów. Ta jego w ogóle jest najczęstszym rodzajem jaki występuje i jest to określane jako chromestezja. No więc właśnie o synestezji będzie dzisiejszy wpis.
Babcia Wikipedia twierdzi, że synestezja to: "stan lub zdolność, w której doświadczenia jednego zmysłu (np. wzroku) wywołują również doświadczenia charakterystyczne dla innych zmysłów, na przykład odbieranie niskich dźwięków wywołuje wrażenie miękkości, barwa niebieska odczuwana jest jako chłodna, obraz litery lub cyfry budzi skojarzenia kolorystyczne itp." Jak widzicie takich kombinacji może być od choroby. No właśnie, a propos choroby, jak próbowałam zgłębić temat, to natknęłam się na teorię, że synestezja to nic innego jak neurologiczne schorzenie. Ale dlaczego? Dla ludzi nawet ASMR to choroba, a ja się pytam dlaczego. Co w tym jest takiego, pomijając jakieś serio skrajne przypadki synestezji, które się zdarzają od czasu do czasu, albo sytuacje, gdzie synestezja pojawia się u osób z jakąś formą autyzmu i jest jednym z objawów, poza takimi extremalnymi zjawiskami, co sprawia, że synestezja obniża jakość życia? W czym to komu przeszkadza? Chyba tylko tym, co nie mają, bo też chcą. 😀 OK, ja się zgodzę, że to jest jakiegoś rodzaju zaburzenie układu nerwowego, chociaż brzmi to dziwnie, no ale nie jest to normalne, niemniej jednak choroba jest z tego co mi wiadomo jakimś zaburzeniem, które wywołuje objawy niepożądane. Co jest objawem niepożądanym w synestezji? Albo właśnie w ASMR? Świat nie przestanie mnie nigdy zadziwiać, ale w sumie to chyba dobrze, no nie?
No ale co jest w takim razie dobrego w synestezji?
Synestezja bardzo się w życiu może przydać. A nawet, jeśli nie wykorzystujemy jej praktycznie, tak jak na przykład właśnie Gwil, jest czymś raczej przyjemnym, a w każdym razie w jakiś sposób ubogacającym życie i odbieranie naszej szarej, ziemskiej rzeczywistości. Synestezja sprawia, że gdy jeden ze zmysłów jest stymulowany jakimś bodźcem, inny nasz zmysł również się stymuluje. W moim przypadku jest tak, odkąd pamiętam, bo synestezja na ogół pojawia się we wczesnym dzieciństwie, że jak słyszę jakieś słowo, to jednocześnie stymuluje mi się dotyk i to słowo ściśle łączy mi się w mózgu z jakimś przedmiotem, kształtem, fakturą, czasem z kilkoma. Tak jak pisałam, nie jest to na zasadzie, że ja serio mam wrażenie, że czuję to pod palcami, po prostu jest to rodzaj bardzo silnego skojarzenia, coś troszkę podobnego, jak to, gdy chodzi Ci po mózgu jakaś piosenka. Słyszysz ją gdzieś tam w mózgu, ale wiesz, że serio jej nie słyszysz. Inne korelacje, jakie posiadam, są słuchowosmakowe i mam takowych bardzo wiele, większość słów kojarzy mi się i z jakimś kształtem i z jakimś smakiem. Jest to fajne, bo po prostu jest fajne, a poza tym dlatego, że w ten sposób łatwiej jest mi zapamiętywać słowa w innych językach, nawet tych, które nie są jakoś bardzo spokrewnione z polskim, jak na przykład walijski, w którym wiele słów jest dziwnych i zupełnie dla nas obcych. Często słowa kojarzą mi się po prostu z tym, co znaczą, na przykład szklanka kojarzy mi się ze szklanką, a stół ze stołem. Niektóre słowa nie kojarzą mi się z niczym konkretnym, albo ich kształt jest taki jakiś zamazany, ale nie ma takich wiele, bardzo często wiele słów kojarzy mi się z jedną i tą samą rzeczą i potem na przykład mój nauczyciel się dziwi, czemu mi się w szwedzkim mylą dwa kompletnie niepodobne słowa, albo różne takie sytuacje wychodzą. 😀 Ja sama właściwie przez długi czas nie byłam świadoma, jak bardzo mi te skojarzenia pomagają, jak bardzo mocno siedzą w moim mózgu i w ogóle uważam, że to jest dziwne, że tak szybko się robią, bo czasem wystarczy, żebym usłyszała jakieś kompletnie nowe słowo, i już mi się z czymś kojarzy, choć zdarzają się czasami takie sytuacje, że mam jakieś skojarzenia dopiero po jakimś czasie. Często, zwłaszcza w ingliszu, mam osobne skojarzenia z wymową i z pisownią. Kiedyś w ogóle myślałam, że wszyscy ludzie tak mają i uważałam, że to jest naturalne, jak zresztą myśli wielu synestetów. Synestetką jest też moja Mamulka, ale jej synestezja polega na tym, że barwnie widzi litery, to znaczy załóżmy J jest dla niej ciemnoróżowe, L turkusowe, X czerwonobiałozielone czy jakiekolwiek. Śmiesznie jest o tym nawijać. Ale to, że takie są litery dla niej, nie oznacza, że inny taki świr będzie miał tak samo, on może sobie widzieć J na szarozielono, a X na purpurowo. Ja mam też skojarzenia z innymi dźwiękami, nie tylko ze słowami, na przykład z niektórymi ludzkimi głosami, z różnymi odgłosami. OK, dobra, ale może rzucę jakimiś przykładami, bo to ludzi jakoś często frapuje. 😀
Hmmm, czym by tu rzucić. Głos mojej Mamuli kojarzy mi się z jakimś instrumentem klawiszowym, jakimś pianinkiem czy czymś takim, moja Mamulka uważa, że to bardzo miło. 😀 Nie wiem. Słowo załóżmy Jacek kojarzy mi się z nakrętką od śróbki. Kiedyś zwierzyłam się z tego jednej osobie, która była ogromnie zgorszona, że dla mnie mój własny ojciec sprowadza się do nakrętki od śróbki, co oczywście jest idiotycznie idiotyczną głupotą, bo tak po prostu kojarzy mi się imię Jacek, co nie oznacza, że imię Jacek nie kojarzy mi się tez z inteligentnym, niebieskookim blondynem o urodzie wikinga, czy właśnie z moim Tatulem, który jest Jacek. Pewnie dlatego nakrętka od śróbki, że jak byłam mała, lubiłam się bawić różnymi rzeczami u mojego Tatula w garażu, no a wiele z tych rzeczy, które obecnie z czymś mi się kojarzą pochodzi z mojego dzieciństwa, jakieś zabawki czy coś. Słowo Zofijka kojarzy mi się ze smakiem soli, ale też z jakąś małą, bardzo kształtną buteleczką ze szkła. Co ciekawe, imię Zofijka ma też zapach, kojarzy mi się z jakimś pudrem i to skojarzenie jest najsilniejsze, w ogóle Zofijka kojarzy mi się z kosmetykami, też z jakąś taką miękkością, którą dość ciężko jest mi opisać, chociaż jest dla mnie czymś bardzo oczywistym. Ale już Zosia kojarzy mi się z płatkami Cheerios, tak samo ZOfia, beznadziejnie prozaicznie. 😀 O, opowiem Wam, z czym mi się kojarzą obiekty moich faz, bo nie mam pomysłu. Enya kojarzy mi się z satyną, albo jakimś innym miękkim materiałem w tym stylu, w pisowni Eithne kojarzy mi się z sierścią konia i z dźwiękiem podków. Nazwisko Brennan kojarzy mi się z ogromną, nieco rdzewiejącą bramą, otwierającą się ze straszliwym skrzypieniem, jest taka jakaś dwuskrzydłowa, strasznie wielka, potężna wręcz. Głos Enyi jak śpiewa kojarzy mi się z taką ogromną muszlą, którą dostałam kiedyś od mojego wujka, który jest marynarzem, jak mówi usłyszałam ją dużo później, kojarzy mi się to z polisiami Zofijki, albo z… ciastem na pierniczki. Takim surowym. Przykro mi ogromnie, jeśli to rani czyjeś uczucia, nic na to nie poradzę. Poza tym z czymś miękkim, o miękkiej, gładkiej, acz dość zwartej konsystencji. Jej akcent kojarzy mi się z ogromnym, szumiącym lasem, z jakimiś liśćmi, ze straszliwie gęstą trawą i tak dalej. Słowo Declan kojarzy mi się z mojej Mamuli pierogami z kapustą i grzybami, to znaczy z tym, jak smakują. Słowo Cornelis kojarzy mi się z czymś o smaku cytrynowym lub pomarańczowym, albo z żelkami Haribo. Vreeswijk kojarzy mi się bardzo śmiesznie, z takim jakimś małym żyjątkiem, jakby żmijką, która jak ją weźmiesz do ręki, to tak się śmiesznie wije. Głos Vreeswijka kojarzy mi się z ogniem, oraz z sosem Sriraha, niezależnie od tego, jak się to coś pisze, taki strasznie ostry sos, w ogóle z czymkolwiek ostrym, od imbiru, po czarnuszkę, bardzo ostre coś, nie pikantne, nie słodkokwaśnoostre, tylko ostre. Mniammmm. Uważam, że jest to ogromnie adekwatne skojarzenie. Słowo Gwilym, i Gwil też, kojarzy mi się ze smakiem kukurydzy, takiej w kolbach albo z puszki i z kształtem kulki, co, zważywszy na to, że od wczesnego dzieciństwa uwielbiam wszelkiego rodzaju kulki, powinno być chyba jakimś wyróżnieniem, ale nie jest, bo kojarzy mi się tak wiele słów, w tym cała rodzina imion, do której należy Gwilym: wszelkie Wilhelmy, Williamy, Guillaume'y, Willemy… a, sorry, nie wszelkie, Bill, Billy i inne Billopodobne kojarzą mi się ze smartfonem i z takimi pikającymi dźwiękami, a na przykład Liam z jakąś bliżej nieokreśloną czekoladą oraz z żyletkami. Ale ta kulka która kojarzy mi się z tymi wszystkimi Gwilymami i Williamami to jest taka specjalna kulka, to jest taka żelazna kulka jak z łożyska od samochodu, nie taka wielka, taka całkiem mała, takie wielkie też mi się z różnymi rzeczami kojarzą, ale ta jest… bo ja wiem? welkości może ziarnka grochu, tylko oczywiście cięższa. Aha, jeszcze Gwil, ale tylko Gwil, nie Gwilym, kojarzy mi się z jagodami. Głos Gwila też kojarzy mi się z czymś ostrym, tak jak Vreeswijka, ale zdecydowanie nie aż tak zabójczym i jeszcze trochę słonym, poza tym z ogromnymi górami. Może górami z walijskiej Snowdonii. 😀
Z tymi moimi skojarzeniami jest jednak tylko jeden problem. Znaczy OK, może nie problem, ja tego tak nie traktuję, ale po prostu jest to rzecz, która sprawia, że mam wątpliwości, czy na pewno jest to synestezja. Rzecz owa jest taka, że znam kilka osób, które mają bardzo podobnie, tylko chyba nie aż tak, że mają skojarzenia dosłownie prawie do wszystkiego, ale też jest to słuchowodotykowe, ale co najważniejsze, wszystkie te osoby są niewidome. Z jedną koleżanką w Laskach kiedyś odkryłyśmy, że mamy to obie i potrafiłyśmy się wieczorami zabawiać opowiadaniem sobie o naszych skojarzeniach z różnymi rzeczami, które różnią się wręcz straszliwie od człowieka, do człowieka. Dlatego zastanawiam się, czy nie jest to forma blindyzmu, sensoryzmu czy jak to tam zwać, albo jakaś kompensacja, czy inne takie dziadostwo. Nie, żeby mi to wiele zmieniało, ale po prostu od tej nawijki z Gwilem, a tak właściwie też dużo wcześniej, ale teraz wybitnie, jestem strasznie ciekawa, co to jest. Można też patrzeć tak, że niby ktoś tam sobie powiedział, że synestezja jest genetyczna, a jak pisałam moja Mamulka jakąś tam ma, także może to być i synestezja. A może chodzi o to, że po prostu synestezja jest częstym zjawiskiem u niewidomych? Jest korelacja między synestezją a autyzmem, jest też podobno między niewidomością a autyzmem, więc czemu nie między niewidomością a synestezją? Ciekawe, czy ja się kiedyś dowiem, o co tu chodzi. Bardzo bym chciała. A może Wy też tak macie? Albo jakoś podobnie? Jak tak, to się koniecznie podzielcie, strasznie chętnie się dowiem, o Waszych doświadczeniach.
Ogólnie rzecz biorąc teorie dotyczące synestezji są dwie. Jedna jest taka, że te świry mają za dużo połączeń w mózgu, tam, gdzie ich normalnie nie ma, a druga taka, że jest rozwalona równowaga między hamowaniem i wyciszaniem impulsów dochodzących do mózgu. Są to jednak tylko teorie i o synestezji ludzie wciąż nie wiedzą wiele, zdarzały się takie przypadki, że ludzie mieli jakieś urazy mózgowe i po tych urazach stawali się synestetami, można u człowieka wywołać synestezję hipnozą, jakimś tam treningiem mózgu, mają ludzie synestezję jak są na haju, albo biorą jakieś leki na psychikę, w sensie jakieś bardzo silne i dużo, wtedy to podobno nie jest fajne, bo to są właśnie takie przypadki, że synestezja przeszkadza i człowiek jest, że tak powiem, przestymulowany, no overstimulated. 😀 Dlatego sądzę, że w tej materii dużo jeszcze jest do zrobienia, może z czasem ludzie się czegoś dowiedzą i ja też się dowiem, skąd to u mnie jest. 😀
OK, to ja chyba kończę tego wpisa, bardzo ciekawa jestem jakichś Waszych reflexj, czy się z tym spotkaliście, czy macie z tym do czynienia u siebie, jakichś Waszych opinii. 🙂
Pomieszanie Zmysłów?
Będzie kolejna rozkmina. Zgadnijcie o czym. 😀
Rozkmina dotyczyć będzie mózgu, tak jak poprzednio, oraz zmysłów, o których też już było. Konkretnie tego, jak to jest żyć z pomieszanymi zmysłami i czy to serio jest szaleństwo.
No ale jak to z pomieszanymi zmysłami?
Do napisania tego wpisu zainspirował mnie tym razem Gwil, a raczej z Gwilem nawijka, którą odbyliśmy w czwartek. Ja bardzo lubię czwartki, bo wtedy Gwil ma najwięcej czasu, żeby ze mną pisać i często piszemy o różnych rzeczach poza walijskim i polskim, co ja wprost uwielbiam. No i gadaliśmy sobie coś tam o muzyce, o jakichś harmoniach, aha, bo ja się go zapytałam, czy on ma jakieś takie rzeczy, które go inspirują do pisania muzyki, no więc mi napisał tam o różnych rzeczach i między innymi o tym, że jak pisze muzykę, zresztą nawet jak nie pisze, po prostu jak słyszy jakieś dźwięki, albo o nich myśli, to widzi je w różnych kolorach. Nie tak, że serio widzi wtedy jakiś kolor, tylko tak jakby w mózgu, coś na zasadzie takiego bardzo silnego skojarzenia, że to mu się po prostu bardzo mocno łączy. No i że jak na przykład coś komponuje dla Plu, to wtedy na ogół musi być na głosy i to mu musi współgrać kolorystycznie. Im lepiej współgra kolorystycznie, tym lepiej brzmi. W związku z tym mi się w mózgu zapalił alarm, bo tego typu zjawiska nie były mi obce. Nie raz już o nich słyszałam, a poza tym sama mam podobne korelacje między słuchem a dotykiem, tyle, że nie muzyczne, też między słuchem a smakiem i jeszcze różne dziwne i pomagają m one w nauce języków. Co do tych moich to można by dywagować, ale to Gwila na pewno jest klasycznym przypadkiem synestezji, która jest często określana właśnie jako pomieszanie zmysłów. Ta jego w ogóle jest najczęstszym rodzajem jaki występuje i jest to określane jako chromestezja. No więc właśnie o synestezji będzie dzisiejszy wpis.
Babcia Wikipedia twierdzi, że synestezja to: “stan lub zdolność, w której doświadczenia jednego zmysłu (np. wzroku) wywołują również doświadczenia charakterystyczne dla innych zmysłów, na przykład odbieranie niskich dźwięków wywołuje wrażenie miękkości, barwa niebieska odczuwana jest jako chłodna, obraz litery lub cyfry budzi skojarzenia kolorystyczne itp.” Jak widzicie takich kombinacji może być od choroby. No właśnie, a propos choroby, jak próbowałam zgłębić temat, to natknęłam się na teorię, że synestezja to nic innego jak neurologiczne schorzenie. Ale dlaczego? Dla ludzi nawet ASMR to choroba, a ja się pytam dlaczego. Co w tym jest takiego, pomijając jakieś serio skrajne przypadki synestezji, które się zdarzają od czasu do czasu, albo sytuacje, gdzie synestezja pojawia się u osób z jakąś formą autyzmu i jest jednym z objawów, poza takimi extremalnymi zjawiskami, co sprawia, że synestezja obniża jakość życia? W czym to komu przeszkadza? Chyba tylko tym, co nie mają, bo też chcą. 😀 OK, ja się zgodzę, że to jest jakiegoś rodzaju zaburzenie układu nerwowego, chociaż brzmi to dziwnie, no ale nie jest to normalne, niemniej jednak choroba jest z tego co mi wiadomo jakimś zaburzeniem, które wywołuje objawy niepożądane. Co jest objawem niepożądanym w synestezji? Albo właśnie w ASMR? Świat nie przestanie mnie nigdy zadziwiać, ale w sumie to chyba dobrze, no nie?
9 replies on “Pomieszanie Zmysłów?”
Ciekawe jest to i skomplikowane zarazem. Ale swoją drogą ile jest rzeczy, których jeszcze nie wiemy.
I wciąż jeszcze nie jesteśmy w stanie ogarnąć tak naprawdę jak działa mózg. I pewnie nie wykorzystuje
swoich możliwości w stu procentach. A nawiasem mówiąc zdopingowałaś mnie do stworzenia wątku na temat
tego, jak wytłumaczyć osobie niewidomej, która nawer nie ma poczucia światła co to jest kolor? ja mam
ten problem. Dla mnie kolor to abstrakcja, puste słowo które poza słowem nie ma dla mnie znaczenia, którego
nie jestem sobie w stanie wyobrazić, bo nigdy go nie widziałam. Może odbiegam teraz od tematu tego wpisu,
ale dzielę się tym, co akurat przyszło mi do głowy w czasie czytania tego wpisu.
To prawda, mózg w jakimś stopniu pewnie zawsze będzie dla ludzi zagadką, uważam, że samo to jest w pewien sposób fascynujące. Co do kolorów, to jest rzeczywiście ciekawa rzecz. Jeśli chodzi o mnie, jestem niewidoma od urodzenia i od urodzenia nie mam poczucia światła, ale jest z tym śmieszna rzecz, bo zawsze miałam jakieś wyobrażenie o kolorach, nie były dla mnie nigdy tak całkiem abstrakcyjne, jak są z tego co mi wiadomo właśnie dla wielu ludzi również niewidomych od urodzenia. Nie potrafiłabym chyba jakoś logicznie i składnie opisać, jakie te moje wyobrażenia są, w każdym razie jestem w stanie powiedzieć, jaki kolor do jakiego pasuje i nikt mnie tego nie uczył, widzące ludzie kiedyś się bardzo zdziwiły, i ja sama też, jak im powiedziałam, jakie kolory są według mnie zimne, jakie ciepłe, jakie bardziej spokojne, a jakie żywe i okazało się, że odpowiada to temu, jak jest w rzeczywistości, mówiłam to wyłącznie na podstawie moich wyobrażeń. To jest bardzo ciekawe, jak można by w jakiś w miarę zrozumiały sposób wytłumaczyć niewidomym kolor jako kolor, myślę, że musi to być strasznie trudne, swoją drogą będę musiała chyba kiedyś się popytać jakichś widzących w moim środowisku, ciekawe, czy im wyjdzie, bo akurat tego, jak ludzie odbierają kolor jako kolor, też nie ogarniam, mam po prostu wyobrażenia dotyczące konkretnych barw i tyle.
No to mnie zaskoczyłaś. Bo akurat stworzyłam wątek na temat tego czym dla niewidomych jest kolor. Jest
jeszcze druga sprawa która mnie dziwi. A mianowicie to że ja słyszę ściany lub gdy coś jest obok mnie
nawet wtedy gdy jest cicho. Zreguły rzadko wpadam na przeszkody, no chyba że się zamyślę. Nie wiem czy
to jest na zasadzie echolokacji, czy może coś jeszcze innego. Grunt że kiedyś instruktor od orientacji
przestrzennej stwierdził, że ja się czuje bezpieczniej między drzewami niż na pustym polu.
To się niby nazywa zmysł przeszkód, wydaje mi się, że wszyscy niewidomi to mają, ja w każdym razie znam wieeelu ludzi, którzy mają i sama też to coś posiadam. To jest śmieszne i też mnie nie raz zastanawiało, jak i dlaczego to działa. Wydaje mi się, że raczej nie echolokacja, ale może tylko mi się wydaje. Też raczej nie czuję się zbyt bezpiecznie na takiej otwartej przestrzeni, gdzie właśnie kompletnie nic nie czuć, lasy z drzewami są zdecydowanie fajniejsze.
Ja też mam, teraz móię na to echolokacja, bo łatwiej to wyjaśnić człowiekowi, który widzi. Poza tym zdania
typu: spokojnie, ja cię widzę, ja mam zmysł przeszkód! Ni są zawsze dobrym rozwiązaniem. xd
CO do tematu wpisu, O! Synestezja! Właśnie. Nie pamiętałam, jak to się zwało, a była dziewczyna z tym
w “the brain”. Jak tak czytałam, to uzmysłowiłam sobie, że może rzeczywiście jest coś w tym, że sporo
niewidomych to ma. No bo zobacz, teoretycznie, jeśli niewidomemu się zamiast wzroku powoli wyćwiczają
inne zmysły lepiej, to logicznym jest, że powstają nowe połączenia w mózgu. Czy ja mówię logicznie? xd.
Co do samego zjawiska, nie wiem, czy pamiętasz, ale też ci kiedyś mówiłam, że tak mam, zwłaszcza, co
ciekawe, z dniami tygodnia i miesiącami. Ja te słowa widzę.
Btw widzenia, kolorów itd. O kolorach nie wiem, czy mogę się wypowiadać, no bo kiedyś widziałam, krótko
o krótko, ale mózg mógł coś załapać. Ja jednak myślę, że mam, albo raczej miałam, co zaraz wyjaśnię,
małe wyobrażenie o kolorach. Jedyny kolor, do którego się z czystym sumieniem mogłam przyznać był zielony.
Jak byłam mała, to mówiłam, że lubię zielony. Wtedy mogłam go pamiętać. A sporo lat później najpierw
ja opisywałam komuś, jak sobie wyobrażam ten kolor, a potem znalazłam coś bardzo podobnego w książce
Gutowskiej-Adamczyk, no więc tak, potwierdza się, chyba pamiętam. CIekawsza rzecz zaistniała mniej więcej
od lipca tego roku. Mianowicie, ja wiem, że to dziwnie brzmi, ale to wygląda tak, jakby mój mózg zaczął
sobie coś przypominać. Może mi się to zrobiło po tym, jak używałam chwilkę brainporta i na chwilę załapałam,
że są kompletnie inne wyczucia odległości? No nie wiem. W każdym razie czasem się na tym łapię, że np.
mam nagle skojarzenie z kolorem, albo nagle sobie wyobrażam, jakby coś wyglądało, nawet nie jeśli chodzi
o kolor, tylko o sposób widzenia tego, wielkość, oddalenie i tak dalej. I, co najciekawsze, nie wiem,
jak to wyjaśnić, ale ja wiem, że w tych momentach widzę to prawidłowo. No i teraz rób analizę, specjalisto.
:d
A, no i zapomniałam o ważnej rzeczy. Ja też uwielbiam czwartki! :d
Fakt, echolokacja jest bardziej do ogarnięcia dla człowieka, który widzi.
To ma sens, według mnie dlatego, że przynajmniej u mnie było tak, że mi się te takie podstawowe skojarzenia tworzyły powoli, stopniowo, tak samo jak jest właśnie z tymi zmysłami, natomiast normalni synesteci chyba tak nie mają, po prostu jest to w ich świadomości jakby od zawsze. Inna sprawa, że gdyby to serio zależało tylko od połączeń w mózgu, to takich niewidomych byłoby więcej, no chyba, że ludzie myślą, że to jest takie normalne, że tak wszyscy mają, tak jak normalnie myślą synesteci, więc o tym nie gadają, albo ja po prostu takich niewidomych nie znam zbyt wielu.
Taak, nawijkę o dniach tygodnia pamiętam. Swoją drogą ciekawe, czemu akurat z tym masz te skojarzenia.
Mózg mógł załapać. Mózg uwielbia załapywać niepotrzebne strzępki informacji z wczesnego dzieciństwa i kolekcjonować je w podświadomości, a potem Ci robić surprise w iście ciekawych momentach. Też lubię zielony, zawsze lubiłam, chociaż nie tylko, w ogóle moje kolorystyczne preferencje strasznie się zmieniły, jak byłam mała, to lubiłam czerwony, teraz czerwony to dla mnie czyste zło. I też mam najintensywniejsze skojarzenia dotyczące zielonego, mimo, że ja akurat nie miałam możliwości widzieć go gdziekolwiek, chyba, że widziałam przed urodzeniem, co też jest mało prawdopodobne, a nawet jak, to nie sądzę, żebym aż z tak odległych czasów mogła cokolwiek pamiętać. O właśnie, nie mam pojęcia, co się dzieje mózgom, które kiedyś widziały, jak używają Brainporta, tym bardziej, że sama się bawić nie miałam okazji, ale mózg lubi takie jakieś sytuacje, żeby wygrzebywać różne rzeczy właśnie z podświadomości. Też zawsze jak robiłam coś z tymi moimi wyobrażeniami o kolorach, nawet jeszcze zanim mnie ludzie uświadomili, że są takie same/zbliżone do faktycznych kolorów, mam wrażenie, że tak po prostu musi być na serio i że to tak musi wyglądać. Tak samo jak na przykład piszę o jakichś ludziach, jakieś opowiadania czy coś, no i kreuje mi się postać, zawsze ma jakiś konkretny wygląd i inaczej być nie może, co jest fajne, bo nie musisz nad tym za dużo myśleć, a potem się widzący dziwią czasem, skąd ja te opisy postaci wzięłam. 😀
Taak, czwartki są absolutnie zarąbiste, szkoda tylko, że mi się tak prozaicznie kojarzą, z jakimiś agrafkami, spinaczami, bez sensu. Szkoda, że tego nie można zmieniać i że się nie ma na to wpływu, co Ci się do czego przypisze. 😀
Ja się zastanawiam, kiedy bym się dowiedziała o echolokacji, gdybym nie spytała nauczycielki od orientacji.
Do tamtej pory myślałam, że to coś nienormalnego i że tylko ja to mam 😉 Opisałam jej to zjawisko swoimi
słowami, właśnie na przykładzie mijanych drzew, i niezmiernie się zdziwiłam, że to ma naukową nazwę.
NO to tak. Ja też mam takie skojarzenia. Każde słowo mi się kojarzy z jakimś przedmiotem, sytuacją. A nawet miewam, tak, że, jak ktoś wypowiada to słowo to ja słysze jakby inny głos, Który mówi to samo słowo tylko, jakby w innej sytuacji.