Witajcie!
Dawno nic nie pisałam w tej kategorii, tak sobie to przed chwilą uświadomiłam, próbowałam znaleźć jakiś dorzeczny writing prompt, albo jakiś challenge, ale nic mnie jakoś nie zainspirowało, toteż, że akurat na obecną chwilę nie mam nic ciekawszego do roboty, postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma totalnie randomowymi informacjami o mnie.
Zdecydowanie jestem bardziej sową, niż skowronkiem. Czasem zdarza mi się nie spać całą noc, bądź dlatego, że po prostu usnąć nie mogę, albo dlatego, że przecież w nocy jest tyle ciekawych rzeczy do robienia. Po prostu lubię ten nocny klimat, zawsze mam wrażenie, że w nocy mózg jakoś inaczej funkcjonuje, jest jakiś bardziej otwarty. Książki, które czytasz w nocy, bardziej zapadają w pamięć, bardziej poruszają. Masz więcej weny, albo jakieś kompletnie szalone pomysły. Można naprawdę dużo rzeczy robić, albo po prostu sobie zamulać przy jakiejś dobrej muzyce, albo pisać z kimś w innej strefie czasowej, albo z kimś jeszcze bardziej świrniętym, kto nie śpi już na przykład czwartą noc z rzędu. 😀 Taaak, znam takich ludzi, co tak mają. Jednak jak już kiedyś pisałam mój rytm snu i czuwania jest dość niestabilny, w związku z czym czasem kładę się do snu bardzo wcześnie, bo jestem po prostu wykończona, wstaję po dwunastu godzinach, a czasami kładę się o północy i o czwartej już bawię się z Mishą, bo mam za dużo energii. 😀
Uwielbiam konie. Sama jeżdżę w stadninie na koniu o imieniu Czardasz, na którego jednak wszyscy mówią Łoś, z nim dogaduję się najlepiej. TO jest taki śmieszny zamuł, po końskiemu ma już ponad sześćdziesiąt lat, sporo przeszedł w życiu, ma bardzo mądry mózg. Ostatnio zresztą jak na nim jechałam to się wyglebiliśmy, bo było tak gorąco, że jak szedł, to przymulił i przysnął. Był to mój pierwszy tego typu wypadek, więc porządnie się wystraszyłam, ale na pewno jeszcze wiele takich będzie, Łoś tak często z ludźmi robi, mi się to przytrafiło stosunkowo późno, bo znamy się już naprawdę długo, ale nic się poważniejszego nie stało. Mam też zastępczego konia, na którym zawsze jeżdżę jeśli z jakichś przyczyn nie mogę na Łośku. Nazywa się Rudy, znaczy tfu, mówimy na niego Rudy, ale nazywa się Tarzan, to bardzo wrażliwy koń, strasznie szybko reaguje na to, co robisz, w sensie dosiadem, więc dużo się od niego można nauczyć w dość szybkim czasie. Jest też od Łosia dużo mniejszy.
Byłam za granicą trzy razy: na Litwie, na Słowacji i w Szwecji. W dwóch pierwszych krajach właściwie tylko na chwilę. Na Litwie tylko w Wilnie, bo akurat spędzaliśmy wakacje na Mazurach i Tatul tak sobie wymyślił, tak po prostu sobie po tym Wilnie łaziliśmy, poza tym moja Mamulka i ja jesteśmy przywiązane emocjonalnie do Matki Bożej Ostrobramskiej, więc byliśmy też w kościele pod jej wezwaniem. Na Słowacji natomiast byliśmy w Oravicy, również na jeden dzień, byliśmy tam w termach i bardzo miło spędziliśmy czas. Oba te wyjazdy były stosunkowo nieodległe od siebie, Zofijka była wtedy jeszcze dosyć mała i jeszcze długo po tej Słowacji jak gdzieś dalej wyjeżdżaliśmy, to znaczy jak jej się wydawało, że daleko, to Zofijka pytała się podczas drogi: "A to jest jeszcze Polska?". 😀 Więc się śmialiśmy, że Zofija jest jak taki obywatel świata. No a o moim wyjeździe do Szwecji to już Wam pisałam.
Przed Mishą miałam jeszcze kiedyś, w zamierzchłych czasach, innego kota. To był taki zwykły dachowiec, trafił do nas przypadkowo. Moja babcia i dziadek mają taką pracę, że są zawodowymi jajcarzami. To znaczy oczywiście sprzedają jajka. W różnych piekarniach i tak dalej, ale też prywatnym ludziom. No i kiedyś właśnie babcia wróciła z tych jaj i przyszła do nas z kotkiem, którego dostała od jakiejś pani, u której była i która nie wiedziała, co z nim zrobić, bo była w ciąży, a ten kot mieszkał w domu, więc byłby problem z kuwetą. Więc babcia dała nam tego kota, Mamulka bardzo się do niego przywiązała, ja nieszczególnie, zawsze mi się wydawał jakiś taki… no taki trochę jak stereotypowy kot, choć nie mogę powiedzieć, że go nie lubiłam, bo lubiłam go, ale nawet w połowie nie tak jak Mishę. Zofijka bardzo lubiła ściskać tego kota za szyję, tańczyła z nim po całym domu i w ogóle się nad biedakiem znęcała, wymyśliła też mu imię, też raczej przypadkowo, bo wtedy dopiero zaczynała mówić i zawsze wołała na niego Kiki, no i tak zostało, bo jak dotąd był u nas przez długi czas bezimienny. Potem jednak mi się mocno nasiliła alergia na niego, bo ja tak formalnie patrząc posiadam alergię na ślinę kota, czy co to tam jest takie alergizujące u kotów, była na tyle mocna, że już mi się ciężko funkcjonowało, Tatul zresztą tego kota nie lubił, mimo, że Kiki okazywał największe przywiązanie właśnie Tatulowi, więc oddaliśmy go mojej cioci, która choruje na SM, także pełnił wtedy trochę taką funkcję, jak teraz u mnie Misha, taki towarzysz doli, niedoli i wszystkich okresów pomiędzy. Z czasem i tam nie miał się nim kto zajmować w ciągu dnia i tak z tego co mi wiadomo Kiki trafił do Warszawy. Teraz jak wiecie jest z nami Misha, na którego nie mam alergii prawie wcale. Mój lekarz alergolog twierdzi, że to jest autosugestia, co wydaje mi się być bardzo prawdopodobne, inna sprawa, że koty rosyjskie są podobno hipoalergiczne, no ale hipoalergiczny nie znaczy, że nie uczula w ogóle, zwłaszcza, jak śpi z kimś na jednym łóżku, a ja tej alergii na co dzień na serio właściwie nie odczuwam.
Ostatnio zaczęłam bardzo lubić wszystko, co malinowe. Maliny lubiłam zawsze, ale takiej fazy jeszcze nie miałam, jeśli już, to na jagodowe rzeczy w dzieciństwie. Tatul kupił ostatnio jakąś herbatę malinową, w ogóle taką bardzo naturalną chyba, bo jak Zofijka zostawiła niedopitą na stole, to muszki owocówki się nią zainteresowały 😀 tak czy inaczej jest bardzo dobra, ja jej piję strasznie dużo. Ostatnio jadłyśmy też z Zofiją kisiel malinowy, muffinki malinowe, a w niedzielę byliśmy na lodach i ja, chociaż były tam moje ulubione lody czekoladowomiętowe, wzięłam dwie kulki lodów malinowych. Mam kurczę chyba jakieś niedobory czegoś, co jest w malinach, a nie ma nigdzie indziej, czy coś, dziwne to jest. 😀 Kosmetyków malinowych nie lubię, w ogóle mnie odrzucają kosmetyki o zapachu jedzenia, taki spadek mam po Mamuli, no chyba, że olejki. Olejek malinowy moja Mamulka posiada. Genialnie pachnie.
Uwielbiam Jacka Danielskiego, w sensie Jacka Danielsa oczywiście. W ogóle lubię whisky, już o tym zresztą pisałam, ale Jacka najbardziej. Mój Tatul mi to wypomina, ilekroć tylko może, że ja niby jestem zdrajczyni, bo sympatyzuję ze Szkotami i w ogóle wszystko Scottish, a whisky to piję amerykańską, ale według mnie to nie ma nic do rzeczy, szkocka whisky też jest dobra, chciałabym kiedyś spróbować walijskiego Penderynu, może w niedalekiej przyszłości mi się uda. W każdym razie, powracając do Jacka, czysty jest dobry, ale jak dla mnie w niewielkich ilościach, na ogół piję go z pepsi. Ale lubię też pić Jacka jak jest mi zimno, z jakąś dobrą herbatą, miodem i czystą witaminą C, zamiast cytryny, bo jak dodasz cytrynę do herbaty, to się wytwarza glin, a glin jest bardzo szkodliwy dla mózgu, no a co jest dla rozwoju ludzkości ważniejsze, niż prawidłowo działające mózgi. I uwielbiam kawę z Jackiem. Najlepiej kawę Irish Cream, ale jakakolwiek normalna, mielona kawa jest git z Jacusiem.
OK, to by było chyba tyle.
Randomowy wpisik o mnie.
Witajcie!
Dawno nic nie pisałam w tej kategorii, tak sobie to przed chwilą uświadomiłam, próbowałam znaleźć jakiś dorzeczny writing prompt, albo jakiś challenge, ale nic mnie jakoś nie zainspirowało, toteż, że akurat na obecną chwilę nie mam nic ciekawszego do roboty, postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma totalnie randomowymi informacjami o mnie.
Zdecydowanie jestem bardziej sową, niż skowronkiem. Czasem zdarza mi się nie spać całą noc, bądź dlatego, że po prostu usnąć nie mogę, albo dlatego, że przecież w nocy jest tyle ciekawych rzeczy do robienia. Po prostu lubię ten nocny klimat, zawsze mam wrażenie, że w nocy mózg jakoś inaczej funkcjonuje, jest jakiś bardziej otwarty. Książki, które czytasz w nocy, bardziej zapadają w pamięć, bardziej poruszają. Masz więcej weny, albo jakieś kompletnie szalone pomysły. Można naprawdę dużo rzeczy robić, albo po prostu sobie zamulać przy jakiejś dobrej muzyce, albo pisać z kimś w innej strefie czasowej, albo z kimś jeszcze bardziej świrniętym, kto nie śpi już na przykład czwartą noc z rzędu. 😀 Taaak, znam takich ludzi, co tak mają. Jednak jak już kiedyś pisałam mój rytm snu i czuwania jest dość niestabilny, w związku z czym czasem kładę się do snu bardzo wcześnie, bo jestem po prostu wykończona, wstaję po dwunastu godzinach, a czasami kładę się o północy i o czwartej już bawię się z Mishą, bo mam za dużo energii. 😀
Uwielbiam konie. Sama jeżdżę w stadninie na koniu o imieniu Czardasz, na którego jednak wszyscy mówią Łoś, z nim dogaduję się najlepiej. TO jest taki śmieszny zamuł, po końskiemu ma już ponad sześćdziesiąt lat, sporo przeszedł w życiu, ma bardzo mądry mózg. Ostatnio zresztą jak na nim jechałam to się wyglebiliśmy, bo było tak gorąco, że jak szedł, to przymulił i przysnął. Był to mój pierwszy tego typu wypadek, więc porządnie się wystraszyłam, ale na pewno jeszcze wiele takich będzie, Łoś tak często z ludźmi robi, mi się to przytrafiło stosunkowo późno, bo znamy się już naprawdę długo, ale nic się poważniejszego nie stało. Mam też zastępczego konia, na którym zawsze jeżdżę jeśli z jakichś przyczyn nie mogę na Łośku. Nazywa się Rudy, znaczy tfu, mówimy na niego Rudy, ale nazywa się Tarzan, to bardzo wrażliwy koń, strasznie szybko reaguje na to, co robisz, w sensie dosiadem, więc dużo się od niego można nauczyć w dość szybkim czasie. Jest też od Łosia dużo mniejszy.
Byłam za granicą trzy razy: na Litwie, na Słowacji i w Szwecji. W dwóch pierwszych krajach właściwie tylko na chwilę. Na Litwie tylko w Wilnie, bo akurat spędzaliśmy wakacje na Mazurach i Tatul tak sobie wymyślił, tak po prostu sobie po tym Wilnie łaziliśmy, poza tym moja Mamulka i ja jesteśmy przywiązane emocjonalnie do Matki Bożej Ostrobramskiej, więc byliśmy też w kościele pod jej wezwaniem. Na Słowacji natomiast byliśmy w Oravicy, również na jeden dzień, byliśmy tam w termach i bardzo miło spędziliśmy czas. Oba te wyjazdy były stosunkowo nieodległe od siebie, Zofijka była wtedy jeszcze dosyć mała i jeszcze długo po tej Słowacji jak gdzieś dalej wyjeżdżaliśmy, to znaczy jak jej się wydawało, że daleko, to Zofijka pytała się podczas drogi: “A to jest jeszcze Polska?”. 😀 Więc się śmialiśmy, że Zofija jest jak taki obywatel świata. No a o moim wyjeździe do Szwecji to już Wam pisałam.
6 replies on “Randomowy wpisik o mnie.”
Jeżdżę w pobliżu Pegaza w Redzie, tam jest taki jakby główny Pegaz i obok jeszcze takie cóś mniejsze tylko z kilkoma końmi, tu mi jest najbliżej i fajnie jest. Formalnie rzecz ujmując jest tam hipoterapia, jeżdżą wyłącznie niepełnosprawni, ale ponieważ moja hipoterapeutka zajmuje się też ujeżdżaniem, a ja należę do niezbyt
licznych tam osób, które sobie same radzą na koniu, więc obecnie po prostu uczę się tam ujeżdżania i nie bardzo to typową hipoterapię przypomina. 😀
No ja też nie kojarzyłam, że w Bolszewie jakaś istnieje.
O! Ale patent! Też tak muszę zrobić. Może sobie nawzajem podbijemy popularność i zrobimy q & a, co? A, no i chciałam tu oficjalnie, głośno wykrzyczeć całemu światu, że ja uwielbiam, kocham wręcz, twoje zwariowane pomysły! Te z weną twórczą na przykład! :d Pozdrawiam cię, jako człowieka, który rozłożył mój mózg na części pierwsze, zrozumiał wszystko, uśmiechnął się i złożył w prostrzy sposób. :d
O, ja nie wiedziałam, że ty taka miłośniczka Jacka jesteś. :p
No też tak sobie właśnie pomyślałam, że pomysł na taki wpis jest całkiem fajny. W ogóle takie właśnie randomowe wpiski załatwiają sytuację, jak nie wiesz, o czym pisać na przykład, ja w sumie zawsze raczej wiem, ale fajnie sobie cóś takie porobić. Pomysł z Q&A, jak już Ci zresztą pisałam na Twoim blogu, też mi się bardzo podoba, trzeba się podbijać. Ja uwielbiam babrać się w ludzkich mózgach, także cała przyjemność po mojej stronie. 😀 A Jacek Danielski nie jest wyjątkiem od regóły, tak, jak mam fisia na większość znanych mi Jacków, tak i również na niego.
@moosbish, babranie się w ludzkich mózgach brzmi sadystycznie 😛
Eee tam sadystycznie. Chirurdzy też się babrzą w ludzkich mózgach i wątpię, żeby to wynikało z sadyzmu. 😀 Czasami interwencja bardziej inwazyjnymi metodami jest konieczna. 😉