Witajcie!
Ostatnio obiecywałam recenzję, ale tak długo się delektowałam tą książką, że napisanie jej przeciągnęło się trochę w czasie. Właściwie czytałam ją równo tydzień, co bardzo, bardzo rzadko mi się zdarza, tylko w przypadkach, gdy książka jest straszliwie nudna, a przeczytać ją z jakiegoś powodu chcę lub muszę, albo jak jest taka piękna czy ciekawa, że czytam ją bardzo wolno, delektując się nią, powracając do poprzednich stron nawet i ogólnie przeciągając cały proces o tyle, ile się da. Tak też było z "Ruth". Pomimo, że czytałam ją już drugi raz. Mam wrażenie, że tym razem wyciągnęłam z tej książki znacznie więcej.
Elizabeth Cleghorn Gaskell jest pisarką pochodzącą z ANglii, tworzącą w XIX wieku, w epoce wiktoriańskiej, bardzo cenioną w swej ojczyźnie. U nas również jest znana, ale z racji tego, że wciąż stosunkowo niewiele książek jest przetłumaczonych i są dostępne chyba głównie w jakichś antykwariatach, nie aż tak lubiana. Światowo znana jest z biografii innej współczesnej sobie pisarki – Charlotte Bronte – z utworu znanego w Polsce pod tytułem "Panie Z Cranford" lub "Cranford" oraz powieści "Północ Południe". Pisała opowiadania w gotyckim klimacie, podobno też kryminalne, ale to wiem z drugiej ręki. W każdym razie pisała dobrze, umiała trafnie i ciekawie opisywać ludzi, otaczający ich świat, zjawiska społeczne… Tak, że czytając jej książki, ma się wrażenie, że jest się ich częścią, a to przecież niewątpliwa oznaka, że utwór jest bardzo dobrej jakości.
"Ruth" to powieść mówiąca o moralności i dziewiętnastowiecznej moralności. Jest utworem pełnym smutku i cierpienia. Mówi o tym, jak okrutny potrafił być los dla niezamężnych kobiet, w dodatku nie mających odpowiednich koneksji czy środków finansowych, a cóż dopiero dla samotnych matek.
Taką samotną, pogardzaną przez wszystkich, młodą matką jest właśnie tytułowa Ruth Hilton. Wywodzi się ona z klasy nieuprzywilejowanej. Na jej nieszczęście została dość wcześnie osierocona przez obojga rodziców. Znajduje sobie posadę jako krawcowa. Może nie ma życia szczęśliwego, bo nie bardzo lubi swoją pracę i nie jest w niej dobra, a szefowa bez skrupułów wyzyskuje swoje pracownice, ale przynajmniej ma dach nad głową i środki do życia. W tym czasie poznaje niejakiego pana Bellinghama, który jest pod urokiem niezwykłej urody dziewczyny, jak również jej skromności i bezpretensjonalności. Między tymi dwojgiem powoli nawiązuje się więź, pan Bellingham odwiedza Ruth w niedziele i spędza z nią coraz więcej czasu. Któregoś jednak razu, pracodawczyni Ruth nakryła ją na jakże chaniebnym czynie: trzymała rękę na ramieniu towarzyszącego jej młodzieńca. Dziewczyna zostaje bez pardonu wyrzucona z pracy i znów zostaje bez dachu nad głową. W tym momencie "wspaniałomyślny" pan Bellingham ofiaruje jej pomoc, wyjeżdżają razem do Walii i zostają kochankami. Należy tu dodać, że Ruth, będąc wtedy bardzo młodą dziewczyną, zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje może jej przynieść takie postępowanie, nie wie nic o tym, że jest to sprzeczne z zasadami moralnymi panującymi w jej środowisku. Obdarza Bellinghama szczerym, niewinnym, a bardzo silnym uczuciem, które będzie jej towarzyszyło właściwie przez całe życie. On jest jednak człowiekiem egoistycznym, samolubnym i raczej niedbającym o moralność. Zresztą nie musi, jest arystokratą, no i, mężczyzną. Wkrótce jednak Ruth boleśnie się przekonuje o tym, w jak niekorzystnym położeniu się znalazła. Ludzie traktują ją właściwie jak przedmiot, jak coś zepsutego i odrażającego. Po jakimś czasie pan Bellingham zachorowuje na gorączkę mózgu i przyjeżdża do niego jego matka. Ruth bardzo to przeżywa, boi się jego śmierci, ogromnie cierpi. Wraz z powrotem do zdrowia Bellinghama, matka namawia go, aby opuścili gospodę, w której się znajdowali i wyjechali jak najprędzej, chce zakończyć jego znajomość z Ruth, ponieważ według niej to właśnie Ruth przyczyniła się do tego, że jej syn żyje z nią w grzechu. Bellingham z matką wyjeżdża, pozostawiając Ruth samą sobie i bardzo cierpiącą. Wtedy na horyzoncie pojawia się pan Benson, który wraz ze swą siostrą zabiera ją do swego domu, dziewczyna dostaje nową tożsamość i jako wdowa jest guwernantką dwuch córek mieszkającego w sąsiedztwie pana Bradshawa. Ruth staje się także matką małego Leonarda. Jednak nawet u Bensonów nie jest bezpieczna i po latach jej sekret wychodzi na jaw.
Dziewczyna (pomimo iż jest wręcz uosobieniem niewinności, trudno doszukać się u niej jakichś większych wad, może poza nadmiernym odczuwaniem wszystkiego, ale też życie jej nie oszczędza, więc w sumie trudno się jej dziwić) jest traktowana przedmiotowo, ludzie automatycznie przestają utrzymywać z nią jakiekolwiek relacje, przestają odwiedzać dom Bensonów, są dla niej bardzo okrutni, dotyka to także Leonarda, o którym pan Bradshaw mówi, że i on musi ponieść karę, za czyn jego matki.
Książka owa w doskonały sposób pokazuje, jak bardzo współcześni autorce ludzie kierowali się uprzedzeniami w relacjach z innymi, jak wiele kobiety w sytuacji takiej, jak Ruth musiały wycierpieć i jak dalekie od prawdy potrafią być pozory. Jest typową powieścią moralizatorską, po której przeczytaniu widać wyraźnie, jak okrutni możemy być dla kogoś sądząc go wyłącznie po pozorach lub nie dając mu szansy na poprawę, lub, jak ujął to pan Benson, wdeptywać w piach, z którego nie można się wydostać. Dla czytelnika w XXI wieku tematyka książki może się czasem wydawać niezbyt zrozumiała, jako, że w naszych czasach samotne matki i nieślubne dzieci nie są żadnym wielkim fenomenem, trzeba więc na zjawisko spojrzeć z perspektywy ówcześnie żyjących ludzi, która była zupełnie inna od współczesnej.
Pomimo jednak, iż powieść jest moralizatorska, wcale nie jest sucha czy nudna lub przesycona banałami, jak wiele innych powieści moralizatorskich czy dydaktycznych, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Jak już mówiłam, proza Elizabeth Gaskell sprawia, że możemy niemalże dosłownie wejść w świat bohaterów i wszystko zobaczyć niemalże namacalnie. Powieść jest napisana bardzo dobrze, wiele postaci drugoplanowych jest odmalowanych w naprawdę ciekawy sposób, taka Sally chociażby. Sama Ruth nie jest szczególnie barwną postacią, według mnie jest nieco mdła, ale jednak daje się lubić, no i chyba właśnie miała być taką typową, białą bohaterką, bez jakichś większych wad czy słabości. Język powieści jest bardzo piękny, zdecydowanie będę musiała ją przeczytać po ingliszu.
Nie jest ona oczywiście pozbawiona pewnych wad, niektóre wątki są na przykład trochę nazbyt rozciągnięte, chociażby zaloty pana Farquhara do Jemimy Bradshaw, czy zdradzenie się przez autorkę z tym, że chyba niewielkie ma pojęcie o języku walijskim, nawet mniejsze od mojego początkującego. 😀 No ale, to są takie szczególiki w porównaniu w piękną całością.
Komu mogłabym tę ksiażkę polecić:
Miłośnikom literatury angielskiej, obyczajowej, z wnikliwymi obserwacjami dotyczącymi otoczenia, ludzkich charakterów, obyczajowości, zainteresowanym moralnością czy religią, jeśli ktoś na przykład czytał "Tessę D'uberville" Hardy'ego, to "Ruth" na pewno takiemu komuś się spodoba.
Nie polecam tej książki ludziom, którzy lubią szybką akcję i trzymającą w napięciu fabułę, tutaj fabuła jest bez wątpienia bardzo wciągająca, angażująca emocjonalnie czytelnika w bardzo dużym stopniu, ale raczej zbytnio nie napina.
Elizabeth Gaskell – Ruth
Witajcie!
Ostatnio obiecywałam recenzję, ale tak długo się delektowałam tą książką, że napisanie jej przeciągnęło się trochę w czasie. Właściwie czytałam ją równo tydzień, co bardzo, bardzo rzadko mi się zdarza, tylko w przypadkach, gdy książka jest straszliwie nudna, a przeczytać ją z jakiegoś powodu chcę lub muszę, albo jak jest taka piękna czy ciekawa, że czytam ją bardzo wolno, delektując się nią, powracając do poprzednich stron nawet i ogólnie przeciągając cały proces o tyle, ile się da. Tak też było z “Ruth”. Pomimo, że czytałam ją już drugi raz. Mam wrażenie, że tym razem wyciągnęłam z tej książki znacznie więcej.
Elizabeth Cleghorn Gaskell jest pisarką pochodzącą z ANglii, tworzącą w XIX wieku, w epoce wiktoriańskiej, bardzo cenioną w swej ojczyźnie. U nas również jest znana, ale z racji tego, że wciąż stosunkowo niewiele książek jest przetłumaczonych i są dostępne chyba głównie w jakichś antykwariatach, nie aż tak lubiana. Światowo znana jest z biografii innej współczesnej sobie pisarki – Charlotte Bronte – z utworu znanego w Polsce pod tytułem “Panie Z Cranford” lub “Cranford” oraz powieści “Północ Południe”. Pisała opowiadania w gotyckim klimacie, podobno też kryminalne, ale to wiem z drugiej ręki. W każdym razie pisała dobrze, umiała trafnie i ciekawie opisywać ludzi, otaczający ich świat, zjawiska społeczne… Tak, że czytając jej książki, ma się wrażenie, że jest się ich częścią, a to przecież niewątpliwa oznaka, że utwór jest bardzo dobrej jakości.
“Ruth” to powieść mówiąca o moralności i dziewiętnastowiecznej moralności. Jest utworem pełnym smutku i cierpienia. Mówi o tym, jak okrutny potrafił być los dla niezamężnych kobiet, w dodatku nie mających odpowiednich koneksji czy środków finansowych, a cóż dopiero dla samotnych matek.
Taką samotną, pogardzaną przez wszystkich, młodą matką jest właśnie tytułowa Ruth Hilton. Wywodzi się ona z klasy nieuprzywilejowanej. Na jej nieszczęście została dość wcześnie osierocona przez obojga rodziców. Znajduje sobie posadę jako krawcowa. Może nie ma życia szczęśliwego, bo nie bardzo lubi swoją pracę i nie jest w niej dobra, a szefowa bez skrupułów wyzyskuje swoje pracownice, ale przynajmniej ma dach nad głową i środki do życia. W tym czasie poznaje niejakiego pana Bellinghama, który jest pod urokiem niezwykłej urody dziewczyny, jak również jej skromności i bezpretensjonalności. Między tymi dwojgiem powoli nawiązuje się więź, pan Bellingham odwiedza Ruth w niedziele i spędza z nią coraz więcej czasu. Któregoś jednak razu, pracodawczyni Ruth nakryła ją na jakże chaniebnym czynie: trzymała rękę na ramieniu towarzyszącego jej młodzieńca. Dziewczyna zostaje bez pardonu wyrzucona z pracy i znów zostaje bez dachu nad głową. W tym momencie “wspaniałomyślny” pan Bellingham ofiaruje jej pomoc, wyjeżdżają razem do Walii i zostają kochankami. Należy tu dodać, że Ruth, będąc wtedy bardzo młodą dziewczyną, zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje może jej przynieść takie postępowanie, nie wie nic o tym, że jest to sprzeczne z zasadami moralnymi panującymi w jej środowisku. Obdarza Bellinghama szczerym, niewinnym, a bardzo silnym uczuciem, które będzie jej towarzyszyło właściwie przez całe życie. On jest jednak człowiekiem egoistycznym, samolubnym i raczej niedbającym o moralność. Zresztą nie musi, jest arystokratą, no i, mężczyzną. Wkrótce jednak Ruth boleśnie się przekonuje o tym, w jak niekorzystnym położeniu się znalazła. Ludzie traktują ją właściwie jak przedmiot, jak coś zepsutego i odrażającego. Po jakimś czasie pan Bellingham zachorowuje na gorączkę mózgu i przyjeżdża do niego jego matka. Ruth bardzo to przeżywa, boi się jego śmierci, ogromnie cierpi. Wraz z powrotem do zdrowia Bellinghama, matka namawia go, aby opuścili gospodę, w której się znajdowali i wyjechali jak najprędzej, chce zakończyć jego znajomość z Ruth, ponieważ według niej to właśnie Ruth przyczyniła się do tego, że jej syn żyje z nią w grzechu. Bellingham z matką wyjeżdża, pozostawiając Ruth samą sobie i bardzo cierpiącą. Wtedy na horyzoncie pojawia się pan Benson, który wraz ze swą siostrą zabiera ją do swego domu, dziewczyna dostaje nową tożsamość i jako wdowa jest guwernantką dwuch córek mieszkającego w sąsiedztwie pana Bradshawa. Ruth staje się także matką małego Leonarda. Jednak nawet u Bensonów nie jest bezpieczna i po latach jej sekret wychodzi na jaw.
One reply on “Elizabeth Gaskell – Ruth”
Cześć przeczytałam recęzję tej skiążki i powiem ci, że ja lubię takie moralizatorskie powieści sama ma
ich trochę.