Categories
Fazy, fazunie, fazulki. I Had A Dream. Zwierzenia Świra.

Kontynuacja wpisu O ASMR.

OK, to przechodzimy do części drugiej wpisu o ASMR, tak jak pisałam jest to jego kontynuacja, ale o samym ASMR już tu tyle nie ma. Chciałabym Wam po prostu opowiedzieć, o skutkach owego ciekawego zjawiska, jakich wczoraj doświadczyłam. Jeśli ktoś nie czytał wpisu o ASMR, przed przeczytaniem tego wpisu radziłabym przeczytać ów poprzedni.
Więc gdy już w końcu usnęłam, w bardzo, bardzo chillaxowym nastroju, z tinglami i tak dalej, z Mishą, nastąpiła bardzo piękna rzecz, albowiem przyśnił mi się bardzo, bardzo piękny sen.
Najpiękniejsze sny, to są sny fazowe. Można mieć też różne inne, piękne sny, ale sny związane z fazami… cóż, Ci z Was, którzy mają jakieś fazunie, lub też mieli i mieli sny z nimi związane, to wiedzą i tak, o co chodzi, a Ci, którzy nie wiedzą, to nie wiem, czy są w stanie bez osobistego doświadczenia ogarnąć, jakie to jest fajne. 😀
Ale nie, nie śnił mi się Gwil. Żeby było śmieszniej, śniła mi się Gwila mama. 😀 W ogóle Był to trochę smutny, ale i tak fajny sen, wyglądało to tak, jakby różne fragmenty rzeczywistości zupełnie od czapy, pozklejały mi się w jedną całość. Dzień wcześniej bowiem siedziałam z moją Mamulką w kuchni, dyskutowałyśmy na różne poważne tematy, z kolei z Gwilem przez czas jakiś rozmawialiśmy o jego mamie, ja to w ogóle staram się jak najdyplomatyczniej wyciągać od niego jak najwięcej informacji, tak jakoś dużo potem o niej myślałam, no i powstał sen.
Nagle znalazłam się w jakiejś kuchni, chyba mamy Gwila w takim razie, ponieważ znajdowała się tam właśnie mama Gwila – Siân – i robiła jakieś żarcie. Pamiętam, że to się zrobiło tak nagle, ale żadna z nas nie była tym wtedy szczególnie zdziwiona, to wyglądało tak, jakby ona mnie już chwilę znała i ja ją też, bo mówiła na mnie tak jak Gwil i niektórzy inni moi znajomi – Millie, on wie, że ja nie jestem legalnie Emilią i że nie dla wszystkich, ale mówi na mnie Millie, bo twierdzi, że walijskie odpowiedniki Małgorzaty – Marged i Megan – kojarzą mu się za bardzo z jego siostrą Marged, na którą zdrobniale mówią Megan, walijskiej formy od Emilii nie ma, a ja pasuję na Millie. 😀 Fajne to jest. gadałyśmy po ingliszu, ona miała prawie taki sam akcent, jak Gwil, co jest właściwie dość logiczne, ale w snach niekoniecznie oczywiste.

OK, to przechodzimy do części drugiej wpisu o ASMR, tak jak pisałam jest to jego kontynuacja, ale o samym ASMR już tu tyle nie ma. Chciałabym Wam po prostu opowiedzieć, o skutkach owego ciekawego zjawiska, jakich wczoraj doświadczyłam. Jeśli ktoś nie czytał wpisu o ASMR, przed przeczytaniem tego wpisu radziłabym przeczytać ów poprzedni.
Więc gdy już w końcu usnęłam, w bardzo, bardzo chillaxowym nastroju, z tinglami i tak dalej, z Mishą, nastąpiła bardzo piękna rzecz, albowiem przyśnił mi się bardzo, bardzo piękny sen.
Najpiękniejsze sny, to są sny fazowe. Można mieć też różne inne, piękne sny, ale sny związane z fazami… cóż, Ci z Was, którzy mają jakieś fazunie, lub też mieli i mieli sny z nimi związane, to wiedzą i tak, o co chodzi, a Ci, którzy nie wiedzą, to nie wiem, czy są w stanie bez osobistego doświadczenia ogarnąć, jakie to jest fajne. 😀
Ale nie, nie śnił mi się Gwil. Żeby było śmieszniej, śniła mi się Gwila mama. 😀 W ogóle Był to trochę smutny, ale i tak fajny sen, wyglądało to tak, jakby różne fragmenty rzeczywistości zupełnie od czapy, pozklejały mi się w jedną całość. Dzień wcześniej bowiem siedziałam z moją Mamulką w kuchni, dyskutowałyśmy na różne poważne tematy, z kolei z Gwilem przez czas jakiś rozmawialiśmy o jego mamie, ja to w ogóle staram się jak najdyplomatyczniej wyciągać od niego jak najwięcej informacji, tak jakoś dużo potem o niej myślałam, no i powstał sen.
Nagle znalazłam się w jakiejś kuchni, chyba mamy Gwila w takim razie, ponieważ znajdowała się tam właśnie mama Gwila – Siân – i robiła jakieś żarcie. Pamiętam, że to się zrobiło tak nagle, ale żadna z nas nie była tym wtedy szczególnie zdziwiona, to wyglądało tak, jakby ona mnie już chwilę znała i ja ją też, bo mówiła na mnie tak jak Gwil i niektórzy inni moi znajomi – Millie, on wie, że ja nie jestem legalnie Emilią i że nie dla wszystkich, ale mówi na mnie Millie, bo twierdzi, że walijskie odpowiedniki Małgorzaty – Marged i Megan – kojarzą mu się za bardzo z jego siostrą Marged, na którą zdrobniale mówią Megan, walijskiej formy od Emilii nie ma, a ja pasuję na Millie. 😀 Fajne to jest. gadałyśmy po ingliszu, ona miała prawie taki sam akcent, jak Gwil, co jest właściwie dość logiczne, ale w snach niekoniecznie oczywiste.
Mimo, że nie wszystko pamiętam dokładnie w tym śnie, do tej pory rzeczą, którą pamiętam bardzo wyraźnie, było to, że wydawało mi się bardzo silnie, że jest jakaś smutna, no w każdym razie coś mi nie pasowało, może to miało związek z czymś, o czym rozmawiałyśmy, a czego ja nie pamiętam… no nie wiem.
Głównym jednak tematem naszej dyskusji był, jak już powiedziałam Gwil – obiekt mojej czwartej fazuni, bardzo nam się miło rozmawiało, tak mi się wydaje, to była bardzo długa nawijka, a to jedzenie, które ona robiła, było na jakąś familijną uroczystość, większą czy mniejszą. Rozmawiałyśmy o tym, jak Gwil i jego siostry byli jeszcze mali, choć żadnych specjalnych szczegółów nie pamiętam, w ogóle wkurza mnie, że tak mało szczegółów pamiętam z tego snu, mogłoby być śmisznie, jakbym kojarzyła coś więcej. Wiem, że ona była jakoś bardzo zaangażowana emocjonalnie w tą naszą nawijkę.
W tym śnie Siân bardzo lubiła Władcę Pierścieni, pewnie dlatego, że kiedyś się mnie na serio pytała przez Gwila, czy ja się uczę walijskiego jak większość cudzoziemców dlatego, że mam fisia na Tolkiena. Wiem, że Władcę Pierścieni i cóś tam jeszcze Tolkiena czytała, ale czy lubi to nie mam pojęcia.
I chociaż w tym śnie było tak mało szczegółów, co, podkreślmy to jeszcze raz, mnie wkurza bardzo, pamiętam jeszcze jedną rzecz, dotyczącą Gwila, ona powiedziała, że on mnie lubi. 😀 😀 😀 Cóóóż. Nie no, myślę, że mnie lubi, ale ciekawie to mój mózg wymyślił. Widać, co mi w podświadomości siedzi. 😀
Jeśli ASMR miało coś wspólnego z tym, że przyśnił mi się taki piękny sen, to naprawdę jestem wdzięczna mojemu mózgowi i za posiadanie funkcji ASMR i za wykreowanie mi takiego pięknego snu, szkoda tylko, że Gwila w nim nie było, choć mam wrażenie, że się gdzieś kręcił, tylko akurat nie uczestniczył w naszej dyskusji. No bo mało kto lubi, jak ludzie tak zawzięcie o nim dyskutują.
Gdy obudziłam się z tego pięknego snu, czułam się ogromnie miło, tym bardziej, że zaskoczył mnie fakt, że leżał koło mnie Misha i tak się śmiesznie do mnie tulił. TO jest naprawdę warte odnotowania, bo Misha jednak preferuje spędzać noc w swoim koszu obok mnie, a nie leżeć u mnie na poduszce i się tulić. Tak mnie to zachowanie zdziwiło, że się go zapytałam: "Czy ty jesteś naprawdę Misha?" "hhrrru?" "Ahaaaa, no to wszystko jasne.". 😀 Takie komunikatywne zwierzątko z niego jest. Niee, tak serio to nie zawsze.
Po tych wszystkich ASMRach i tym moim bardzo miłym śnie, czułam się naprawdę tak, jak w tym czymś, co zacytowałam w poprzednim wpisie. A feeling of happiness and wellbeing po czymś takim są rzeczami oczywistymi i definitywnie lasted for several hours. W ogóle jakąś chichrawkę wczoraj miałyśmy z ZOfijką, także fajnie było.
Jeśli na podstawie tego czegoś mogłabym mówić o działaniu ASMR w ogóle, to myślę, że pewnie jeszcze nieraz będę się tym bawić i jeśli to tak zawsze działa u tych, na których działa, zdecydowanie polecam każdemu. 😉
Ale nie wiem, czy to tylko kwestia ASMR, bo po moich fazowych snach generalnie czuję się bardzo milutko.
Sen z Gwilem miałam jak dotąd tylko jeden, bardzo fajny, bardzo przyjemny i bardzo śmieszny, też z posklejanej rzeczywistości, ze sklejonych trzech ch wydarzeń z jednego dnia konkretnie.
Jakoś świeżo po naszej przeprowadzce do naszego nowego domu siedziałyśmy sobie z Zofijką, rozmawiał yśmy o naszych fazach i Zofijka się mnie pyta, czy bym chciała, żeby Gwil mieszkał gdzieś blisko nas, na przykład na Jodłowej. Ja myślę, myślę… "Eee tam… Nie było by tak zabawnie, a poza tym, kto by mnie uczył walijskiego?" "No ale on by był z Walii i by mówił po walijsku, tylko by się tu przeprowadził." "No, tak to jeszcze może być. Śmisznie by było." I teraz zawsze się z tego śmiejemy, jak jest coś z ulicą Jodłową, albo jak nią razem idziemy. Druga rzecz, która się do tego snu przyczyniła, to było to, że tego samego dnia poszłyśmy z Zofijką do sklepu po Strongi. Taka zwykła rzecz. Trzecią rzeczą było to, że jeszcze potem jakoś wieczorem poszłyśmy z Mamulą i Zofijką na spacer, żeby się porozkoszować nową okolicą, w jakiej przyszło nam mieszkać, zalazłyśmy dość daleko, wracamy, a tu jakiś facet idzie ze śmieciami, w sensie wynosił śmieci, odwrócił się do Mamuli, jakby byli starymi przyjaciółmi sprzed czterdziestu lat i zawołał "Czeeść!". Mamulka taka zdziwiona "No cześć, cześć". Ubaw miałyśmy z Zofijką wielki. Może on tak się wylewnie witał ze wszystkimi, których spotykał na swojej drodze? Miły zwyczaj, to prawda.
A oto jak mój mózg zinterpretował to w nocy. Śniło mi się, że szłyśmy z Zofijką po Strongi i, chociaż wcale tak się do sklepu nie idzie, szłyśmy między innymi tą nieszczęsną ulicą Jodłową. Na tej nieszczęsnej ulicy Jodłowej Zofijka nagle zaczęła do kogoś machać i wołać "Czeeeeeść Gwil!". "Że co? Jaki Gwil?" A Gwil, który akurat się zajmował myciem Mitsubishi, też wrzasnął do Zofiji cześć jakby się dobrze znali, a potem, żebyśmy poczekały, no to poczekałyśmy i chyba w końcu poszłyśmy po te Strongi z Gwilem. Nawijki były polskie. Szkoda tylko, że ten sen był taki krótki, ale był i tak epicko piękny.
OK, to tyle o ASMR, snach, Gwilach i innych nie do końca przez ludzkość poznanych zjawiskach, no serio jestem ciekawa, czy moje wpisy skłonią kogoś do zabawy ASMR, mam nadzieję, że nie przynudziłam zanadto, no bo tematyka jednak specyficzna.

7 replies on “Kontynuacja wpisu O ASMR.”

Cieszy mnie ogromnie, że lubisz moje rozkminy. 🙂 A co do długości wpisów, cóż, myślę, że takie raczej będą, bo w większości wypadków ciężko jest zrobić jakąś w miarę dobrą rozkminkę w krótkim wpisie. Sama zresztą lubię długie wpisy, jeśli są interesujące, więc pewnie dlatego też takie długie wpisy piszę. 😀

Przepraszam, czy ja mogę od ciebie dostać taki filmik relaksujący? Bo ty byś chyba utrafiła w moje…
feeling of happiness and wellbeing… No cudne to jest! Przyznaję, mogłam w tych wpisach jakieś szczegóły
przegapić, za co rzepraszam, ale sen fajny i, podkreślę któryś raz, uwielbiam czytać, jak o tym piszesz,
bo mam wrażenie, że czytasz mi w tym mózgu! Czytasz szybko, ze zrozumieniem, a potem dopisujesz dalszą
część.

No domyślam się, podczas wyjazdu miałam tutaj jeden taki nieziemsko realistyczny i cudowny sen i wiesz
co? TO było pierwszej nocy! A pierwsze sny na nowym miejscu… Już się doczekać nie mogę! :d

Oooo, ciekawe, kiedy się ziści. 😀 Chociaż z moich doświadczeń wynika, że jednak te sny na nowym miejscu średnio się sprawdzają, ale może nie jest to regułą.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink