Categories
Inspiracje.

Poniedziałkowa inspiracja.

Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy tym, czego potrzebują od nas ludzie, a tym, czego potrzebujemy od siebie
my sami.
Jessye Norman.

Categories
Randomowa pisaninka.

Uczucia po przebudzeniu.

Witajcie!
Znalazłam sobie writing prompt, bo chciałam coś napisać, ale nie wiedziałam, co właściwie, więc takie randomowe cóś będzie dziś. Jakie uczucia towarzyszyły mi po przebudzeniu i jakie bym chciała,
aby zawsze mi towarzyszyły.
Najpierw napiszę jednak trochę jeszcze o dniu wczorajszym, żebyście mieli kontext. Wczoraj wieczorem zeszłam sobie do Mamulki na dół, oglądała jakiś polski film, a mi się akurat nudziło,
więc oglądałyśmy razem i Mamulka się mnie zapytała, czy chcę jakiegoś drinka. Do niedawna miałyśmy z
Mamulką taką tradycję, że oglądałyśmy sobie cóś i piłyśmy Jacka Danielskiego, potem tradycja się rozwaliła,
ponieważ moja Mamulka ma chyba jakąś alergię na alkohol, już po jednym drinku rano zawsze ma taki ból
głowy, że nie chcielibyście nawet tego obserwować. W związku z tym teraz alkoholu nie pije w ogóle, a ja
nie lubię sama pić, a mój Tatul nie lubi whisky. Ostatnio jednak miałam taką ochotę na Jacka, czy jakąkolwiek dobrą whisky, że w tym
tygodniu piłam ją już dwa razy, najpierw Jacka, a właśnie wczoraj Grand MCNisha, z Pepsi w sensie, i
ów MCNish był bardzo dobry. W ogóle na początku zrozumiałam, że to MCMish, ale dobra, to już mój problem.
😀 Więc wypiłam dwa drinki z tym MCNishem, ja wiem, że to jest dziwne, ale zawsze, jak się napiję jakiegoś
alkoholu, zaczynam myśleć po ingliszu 😀 więc sny miałam dziś też po ingliszu i bardzo, bardzo, bardzo
mi się podobały, chociaż były strasznie kosmiczne. W jednym z tych snów wygrałam nawet dziesięć tysięcy
złotych, także było bardzo ciekawie, ale całych tych snów nie będę teraz opowiadać, zresztą za bardzo
to było pokręcone.
Także przechodząc do meritum wpisu, obudziłam się dziś w bardzo ciekawym stanie. Byłam bardzo szczęśliwa
po tych wszystkich fajnych snach, zdziwiona, że w ogóle może się coś takiego śnić człowiekowi, zamulona
po MCNishu, co mi na szczęście po chwili przeszło i chciało mi się bardzo śmiać jak sobie przypomniałam,
o czym wczoraj dyskutowałyśmy z Mamulką. 😀 Było fajnie. W ogóle podoba mi się bardzo nazwisko MCNish
i wczoraj sobie postanowiłam, że sprawdzę, skąd się wywodzi, no poza tym, że ze Szkocji oczywiście. Nigdy
wcześniej o nazwisku MCNish nie słyszałam, nazwiska szkockie/irlandzkie zaczynające się od MC/MAC pierwotnie
znaczyły, czyim osoba nosząca to nazwisko jest synem, bo mac to syn, ale ja nie kojarzyłam i nie kojarzę
szkockiego imienia Nish ani żadnego podobnego. Dzisiaj chciałam się czegoś dowiedzieć na Behindthename.com,
ale tam też nie ma ani MCNisha ani Nisha. To tak troszkę of topic, jeszcze się na pewno dowiem, nie ma
że nie.
Także obudziłam się w stosunkowo miłym nastroju, dodajmy, że dość późno, bo jakoś chwilę przed dwunastą.

Z jakimi uczuciami chciałabym się budzić codziennie? Bo ja wiem? Ciężko stwierdzić, czy w ogóle chciałabym
się budzić zawsze z tymi samymi. Przede wszystkim nie chciałabym mieć tych moich epickich wprost koszmarów,
to już i tak byłoby nieźle. Chciałabym mieć więcej snów związanych z moimi fazami, dzisiaj na to narzekać
nie mogłam, ale patrząc na całokształt ostatnio jest trochę kiepsko. No i nie chciałabym tego, co mi
się stosunkowo często zdarza, czyli że śpię, nawet bardzo długo czasami, a budzę się tragicznie zmęczona,
no chore. Aha, i mogłabym mieć trochę logiczniejszy cykl snu, to też by dobrze wpłynęło na moje samopoczucie
po przebudzeniu, ale więcej raczej żadnych pomysłów nie mam.
A w jakim nastroju Wy się dzisiaj obudziliście? Z jakimi uczuciami chcielibyście się budzić?

Categories
Wpisy bardzo Mishowe.

Misha jeszcze raz.

Hhrrru?
Tu Misha jeszcze raz. Przepraszam, że tak Was zanudzam moim śpiącym życiem, ale zdarzyło się coś bardzo
ciekawego. Jak zjadłem to pyszne mięsko, o którym Wam mówiłem, poszedłem spać do Emi. Potem zawołała
mnie mama, bo chciała mnie pokazać tym gościom, jaki jestem ładny. Potem chwilę kręciłem się na dole
i płakałem sam nie wiem za czym a Zofijka ciągle wrzeszczała z góry Misha przymknij się. Potem goście
przyszli obejrzeć pokój Emi i ja też tu przyszedłem. Byli tu strrrasznie długo, strasznie dużo i głośno
mówili i trochę nie wiedziałem, o co chodzi. Wlazłem na szafę do kosza, żeby się poczuć trochę bezpieczniej
i sobie na nich z góry popatrzeć, a nie tylko na nogi i tyłki. Już pisałem, że Emi nie lubi, jak wchodzę
na szafę, zawsze mnie wtedy ściąga, ale teraz nie mogła mnie ściągnąć, bo rozmawiała z tymi gośćmi, więc
sobie tam leżałem, a potem zasnąłem, sam nie wiem kiedy. Obudziłem się dopiero przed chwilą, bo Emi wyszła
z pokoju i zszedłem na dół do kuchni. Była tam mama i Emi. Mama dała mi jeszcze trochę boczku, ładnie
pachniał, ale ja niestety nie byłem głodny i mama powiedziała, że Misha gardzi jedzeniem i niedługo trzeba
mu będzie kupować krewetki, żaby i ślimaki. Ale to wcale nieprawda. Mogła mi po prostu dać później, na
pewno bym zjadł, ale nie. Ona go sobie sama zjadła i jeszcze tak robiła mmmmm. Pewnie specjalnie, żeby
mi było smutno, że nie jestem głodny i nie mogę go teraz zjeść. A potem przyszedł nasz Tatul, bardzo
dużo zrobił zamieszania, nie wiadomo po co mnie wołał i to nawet nie dziadu tylko Misha. Przyszedłem,
ale nic chyba nie chciał. Potem jeszcze raz zawołał Misha i powiedział chodź się pobawić z tatusiem.
Bardzo chętnie przybiegłem, lubię się bawić z tatusiem, rzadko się to zdarza, ale wszyscy się dziwili,
że tatuś sam się przyznał, że jest moim tatusiem. Wziął mnie na ręce i powiedział, że idziemy… no zgadnijcie
gdzie? Powiedział, chodź, Misha, idziemy na dwór. Bardzo się ucieszyłem, aż tak cichutko zrobiłem do
siebie hhrrru? Tata mnie trzymał na rękach i patrzyłem na świat. Ale potem podszedł do okna, widziałem
mamusię i wtedy chyba dopiero mamusia i Emi zauważyły, że nas nie ma, bo zaczęły strasznie wrzeszczeć,
żebyśmy wrócili, bo ja tatę podrapię i potem będę płakał pod oknami. A wcale że nie. Wcale bym mojego
tatusia nie podrapał i w ogóle bym nie płakał. Ale takie już są baby, zawsze muszą histeryzować. A tata
niestety ich posłuchał, wrócił ze mną do domu, rzucił mnie na ziemię, tak, że aż podskoczyłem i był trochę
wkurzony. Chyba też chciał jeszcze dłużej zostać na dworzu. Może gdyby one nie zaczęły wrzeszczeć, pokazał
by mi cały świat? Ehhh, a tak tam było fajnie.
Pozdrawiam wszystkich bardzo Mishnie.
Misha.

Categories
Wpisy bardzo Mishowe.

Misha. Po obiedzie.

"Hhrrru?"
Tu Misha. Bardzo się dzisiaj wyspałem. Spałem u Emi, prawie jak zawsze. Dłuuugo spałem. Potem coś
zjadłem i byłem sam. Wszyscy sobie gdzieś poszli. Smutno mi było. Wreszcie wrócili, a ja się polłożyłem
w drzwiach i Zofijka i Emi mnie bardzo dłuugo miziały, aż mi się już znudziło. Ale to było przyjemne
mimo to. Zofijka wzięła mnie potem na ręce i zaniosła do swojego pokoju i się ze mną bawiła. Potem położyła
mnie na łóżku i klepała, nie wiem dlaczego. To nie bolało, ale był taki dziwny, głośny dźwięk, że aż
podniosłem główkę, żeby sprawdzić co to tak dudni. A to we mnie dudniło i Zofijka bardzo się śmiała z
tego dźwięku i z tego, jak ja się zdziwiłem. Ale przecież to nic śmiesznego, że się zdziwiłem, chyba
mogłem, prawda? A potem przyszedłem do Emi, dostałem przekąskę i usnąłem w kartonie. Potem Emi gdzieś wyszła,
a ja nie lubię tu leżeć sam, chyba, że głęboko śpię. Do tego coś tak ładnie pachniało. Potem się okazało,
że to był Tatul. To nie Tatul tak pachniał ładnie, tylko Tatul smażył sobie boczuś. Nawet nie pomyślał,
żeby się ze mną podzielić, jak zszedłem, ale potem wszyscy już przyszli i mama zapytała mnie Mishka,
też byś sobie pewnie mięsko zjadł? No pewnie, że bym zjadł. Emi zapytała tatę, czy może mi dać trochę
boczku i mi dała. Bardzo dużo. No może nie jakoś bardzo bardzo, ale bardzo się najadłem. I teraz jestem
przymulony, nie chce mi się już więcej gadać, idę spać. Jestem teraz cały czas u Emi. Jak jadłem boczuś,
to przyszli jacyś ludzie, Emi mówi, że chcą obejrzeć nasz dom, szkoda, że nie mnie. Trochę się wystraszyłem,
bo robią strasznie dużo szumu i dlatego teraz tu jestem. I bardzo chciałbym teraz zasnąć.
Pozdrawiam wszystkich bardzo Mishnie.
Misha

Categories
Inspiracje.

Inspiracja na sobotę.

Pomaganie komuś jest tym, o co chodzi w życiu.
Willie Stargell.

Categories
Wpisy bardzo Mishowe.

Słońce.

"Hhrrru?" Tak, to ja, Misha.
Dzisiaj rano byłem z mamą na chwilę na podwórku. Tak ładnie świeciło słońce, mi na główkę. Wreszci
mogłem trochę pooglądać świat. Trochę się ałem, bo dawno nie wychodziłem, wszystko na dworzu jes takie
inne, ale też byłem bardzo ciekawski, zawsze jestem ciekawski, i wyrywałem się mamusi, bo mnie trzymała
na rękach. Było naprawdę bardzo fajnie. Ale niestety nie dostałem nic dobrego na obiad. Oni jedli jakieś
ludzkie żarcie, nie było na pewno dobre, a ja dostałem tylko suchą karmę. I ogólnie mam dzisiaj nudny
dzień, poza tym, że widziałem słońce. Potem było mi smutno, że nie mogłem tam dłużej zostać i długo chodziłem
od okna do okna i płakałem, aż w końcu się zmęczyłem i zasnąłem. Emi mówi, że ja za dużo jęczę i narzekam,
ale ja wiem, że to nieprawda. Jęczę tyle, ile trzeba.
Pozdrawiam wszystkich bardzo Mishnie.
Misha

Categories
Randomowa pisaninka.

Ulubione wspomnienie.

Postanowiłam zrobić jeszcze jedną kategorię, właśnie z taką trochę randomową pisaninką od czapy trochę.
Będą tu rzeczy na wybrane przeze mnie tematy, albo może będę się posiłkować jakimiś writing prompts,
tak jak czasami to robię w moim pamiętniku, albo jakimiś blog challenges, no nie wiem, zobaczymy, co
z tego wyjdzie. Co o tym myślicie?
Więc tematem, jaki sobie dzisiaj obmyśliłam jest jakieś jedno moje ulubione wspomnienie. Temat dość
trudny, bo każdy ulubionych wspomnień ma setki, do tego często jak o tym myślisz, to trudno akurat je
przywołać, a czasem jest też tak, że te najbardziej ulubione tak właściwie średnio nadają się do roztrząsania
wobec szerszej publiczności. Był to jednak pierwszy pomysł, jaki wpadł mi do mózgu, gdy myślałam o temacie
na wpis do tej kategorii. Postanowiłam, że napiszę Wam o czymś bardzo nieodległym, a też miłym, z pewnością
gdybym miała robić jakiś ranking, to wspomnienie znalazłoby się w ścisłej czołówce.
Napiszę Wam mianowicie o moim pobycie w Sztokholmie. Byłam tam w tym roku od 1 do 8 lipca. Akurat
Zofijka wyjeżdżała na obóz pływacki, Tatul wziął sobie urlop i na kilka dni przed tym Zofijki obozem
nagle do mnie przychodzi i się mnie pyta, czy bym chciała pojechać do Sztokholmu. Do Sztokholmu chciałabym
pojechać zawsze, a mój Tatul obiecuje mi ten wyjazd co roku już od dobrych kilku lat, teraz jeszcze mi
obiecuje, że pojedziemy. Jednak okoliczności nigdy dotąd nam na ten wyjazd nie pozwoliły. No więc ja
oczywiście powiedziałam, że bym chciała, więc Tatul powiedział, że popłyniemy 1 lipca promem do Karlskrony
i potem dojedziemy samochodem do Sztokholmu. A ponieważ Tatul zawsze chce mieć wszystko zaplanowane na tip top,
ja miałam wykminić jakiś hotel i wybrać miejsca, które chciałabym zobaczyć i przy pomocy mojego polskiego
kolegi, tułającego się wiecznie między Szwecją a Finlandią i mojej szwedzkiej koleżanki mieszkającej
w Warszawie udało mi się całkiem dorzeczny plan skonstruować, aczkolwiek jednak jakoś ściśle się go nie
trzymaliśmy. Do Sztokholmu dojechaliśmy 2 lipca rano, ja bardzo cisnęłam mojego Tatulka, żebyśmy od razu
pojechali do Cornelisparken, czyli parku poświęconego Cornelisowi Vreeswijkowi. O Vreeswijku będzie tu
jeszcze duuużo jak sądzę, napiszę teraz tylko, że jest on obiektem mojej poprzedniej wielkiej fazy, żył
i tworzył głównie w Szwecji, ale urodził się w Holandi. Był muzykiem, poetą i okazjonalnie aktorem, bardzo
go znają w Szwecji, albo kochają, albo nienawidzą, bardzo rzadko zdarza się ktoś pośrodku. Dodam jeszcze,
że na Drimolandi są wpisy zarówno o Vreeswijku jak i o fazach w ogóle. Więc byliśmy
najpierw w tym parku, potem jeszcze pojechaliśmy na cmentarz do Vreeswijka, kupiłam mu z Mamulką kwiatki
i mu zostawiłam. Jak trochę odpoczęliśmy, bo jednak całą noc płynęliśmy tym promem, to poszliśmy jeszcze
sobie na taką trasę, która się nazywa Monteliusvägen, na której można zoaczyć prawie cały Sztokholm z
góry. W następnych dniah bardzo dużo gadałam z ludźmi po szwedzku i po angielsku, spotkałam też Finkę
z zarąbistym, fińskim akcentem, która mieszka w Sztokholmie od pięciu lat. Podeszła do nas dlatego, że
rozmawialiśmy po polsku, bardzo ją to zainteresowało, a co mnie bardzo ucieszyło, chwilę rozmawiałyśmy
i ona powiedziała, że jak na Polkę mam wyjątkowo szwedzki akcent. 😀 Zziwiło mnie to też trochę. Jedliśmy
dużo genialnych, zjadliwych i dziwnych rzeczy, na przykład słynne kötbullar, które mi bardzo smakowały,
ale najlepsza była dla mnie czekolada z takimi wielkimi orzechami, jakoś na M się nazywała i ih lody.
Odwiedziliśmy zamek królewski i Drottningsholm, jakieś małe wioski w okolicach Sztokholmu, gdzie ludzie
bardzo fajnie mówią, w szwedzkim coffeeshopie, a ostatniego dnia sklepie z minerałami, skąd mam hyba
najmilsze wspomnienia. Mamulka zauważyła go gdzieś po drodze. Weszłyśmy tam, bo chciałam zobaczyć, czy
mają jakieś szlachetne lub półszlachetne kamienie. Okazało się, że jest ich bardzo, bardzo wiele. Wybrałam
sobie lapis lazuli, malachit i agat, ale marzył mi się taki wieeelki szafir birmański. 😀 Po naszemu
kosztował ponad pięć stów. Jak już sobie te kamienie wybrałam, podszedł do nas facet, niestety ze sk?nskim
akcentem, co mnie na początku przeraziło, bo ja tych sk?nskich stosunkowo słabo rozumiem, ale bardzo fajnie
się dogadaliśmy mimo tego. Od razu wiedziałam, że się zna na rzeczy, nigdy jeszcze nie widziałam takiego
sklepu w Polsce, w sklepach, w których byłam, ludzie robią wrażenie, jakby nie wiedzieli, co sprzedają.
Ten gościu znał się na rzeczy, co ciekawe, mnie też traktował jak jakiegoś experta w dziedzinie, chociaż
nim zdecydowanie nie jestem, może po prostu rzadko mu się trafiają ludzie, którzy chcą coś do kolekcji,
bo jak zauważyłam było tam bardzo dużo kobitek kupujących raczej biżuterię. W każdym razie było to z
jego strony bardzo miłe. Pokazał mi kamienie, które hciałam zobaczyć, bo normalnie były za gablotkami,
czyli wszystkie malachity, lapisy lazuli i agaty. Potem moja Mamulka zwróciła uwagę na węglik krzemowy,
który kamieniem półszlachetnym nie jest, ale bardzo mi się spodobał. Wtedy przyszedł Tatul, zobaczył
te wszystkie kamienie i wspomógł mnie gotówką, więc ten węglik również kupiłam i zamiast malachitu, który
wybrałam, kupiłam sobie taki dosyć drogi i całkiem pokaźnych rozmiarów. Potem niechcący się wygadałam
o tym szafirze, chyba dlatego, że mi się już języki zaczęły mieszać z wrażenia, a gościu się bardzo podexcytował
i dostałam w prezencie szafirową kulkę, więc byłam w jeszcze większej euforii. Obecnie mam z niej wisiorek.
Także ogólnie wyjazd bardzo, bardzo mi się udał, mojemu Tatulowi też się podobało, mojej Mamuli najbardziej
podobało się w sklepach z odzieżą. 😀 Nagadałam się w dwóch językach za troje ludzi, miałam sny po szwedzku,
no pięknie było.
Jeśli macie ochotę podzielić się Waszymi ulubionymi wspomnieniami, to zapraszam, chętnie o nich poczytam. 🙂

Categories
Z cyklu Co tam u mnie.

O dzisiejszych miłych rzeczach.

Witajcie!
Dziś również postanowiłam napisać trochę o tym, co u mnie miłego. Otóż:
Spał ze mną Misha. Ale jak spał! Leżał koło mnie na poduszce, przeciągał się i chociaż zawsze po kilkudziesięciu
minutach decyduje się jednak wygodnie ułożyć w swoim koszu, dzisiaj leżał tak ze mną jeszcze długo po
tym, jak zasnęłam. W nocy na chwilę się przebudziłam i w tym akurat momencie Misha trzymał mi obie swoje
przednie łapki na głowie i główkę mi opierał na ramieniu. Potem jednak wrócił do swojego kosza, ale jak
tam jest, to też jest bardzo fajne. Ważne, żeby był w ogóle.
Potem już w trakcie dnia kilka razy do mnie przychodził.
U Zofijki wciąż jest jej koleżanka. Na noc chciała wrócić do domu i wróciła, ale jak tylko wróciła
podobno się rozpłakała i powiedziała swojej mamie, że tęskni za Zofijką i wysłała jej rozpaczliwego SMS-a,
że ją kocha i wszystko dla niej zrobi i dzisiaj już koło ósmej była znowu u Zofiji. 😀 Podobno w poniedziałek
jedzie do Warszawy na badania mózgu, bo jest po operacji jakiegoś guza i było jej bardzo smutno, bo dwa
dni nie będzie widziała Zofijki, ale w końcu obie Mamule się zgodziły i z tego, co mi wiadomo, Zofijka
również pojedzie podbijać stolicę. Wczoraj była w takiej euforii, że zasypiała dwie godziny. 😀
Mamulka zrobiła nam dobry obiad. Bardzo różne pierogi. Kupiła je oczywiście w sklepie, każdy mógł
jeść, na jakie miał ochotę.
Dostałam krótkiego i bardzo miłego maila od Bardzo Miłego Człowieka, najprawdopodobniej jeszcze się
dzisiaj skontaktujemy, także teraz to ja jestem w euforii.
Moja ciocia robi urodzinowego grila, a ja na niego nie jadę. Ta moja ciocia jest też moją mamą chrzestną,
lubię ją generalnie, poza tym, że słynie z upierdliwości, w ogóle raczej lubię rodzinę mojej Mamuli, poza tym, że się do nas za bardzo wtrąca,
ale ostatnio jest między nami sporo totalnie idiotycznych konfliktów, to znaczy między naszą rodziną,
a rodziną Mamuli, na pewno dzisiaj będą sobie umilać atmosferę rozgrzebywaniem tego wszystkiego, a słuchanie
tego czy branie w tym udziału zdecydowanie nie należy do przyjemnych rzeczy, ale akurat złożyło się tak,
że zadzwonił dzisiaj mój wujek, brat Mamuli i tej cioci i chciał, żeby Tatul go gdzieś tam zawiózł, jak
będzie wyjeżdżać, więc i tak dla kogoś z nas miejsca by nie było. I to, co mnie w tym wszystkim najbardziej
cieszy, to fakt, że potem napisał do mnie Bardzo Miły Człowiek, stwierdził, że koło czwartej będzie mieć
chwilę i może mi pomóc z walijskim. No to kurde, jak ja bym mogła nie skorzystać z okazji? 😀 Cóż.
OK, miłych rzeczy chyba tyle.

Categories
Z cyklu Co tam u mnie.

Miłe rzeczy.

Siedzimy z Mishą u mnie w pokoju, Misha leży obok mnie w swoim kartoniku, ja słucham walijskiego zespołu
Pigyn Clust i myślę, że dziś też można by o miłych rzeczach trochę napisać.
Pierwszą miłą rzeczą jest fakt, że się wyspałam. Ostatnio nie bardzo jest to takie oczywiste, ale
w końcu się udało.
Spał ze mną Misha. Najpierw w łóżku, a potem w swoim koszu, czyli właściwie też w łóżku, bo on na
łóżku stoi. Ja zawsze śpię z zamkniętymi drzwiami, po pierwsze dlatego, że mam w nocy otwarte okno i
byłby przeciąg, po drugie dlatego, że po prostu z otwartymi już chyba nie umiem i sobie nie wyobrażam.
Skutkuje to jednak tym, że jeśli chcę, żeby spał ze mną Misha, to muszę go potem, często o dość niekonwencjonalnych
porach wypuścić. Ale korzyści ze spania z Mishą przewyższają ową niedogodność. Dzisiaj akurat Misha pozwolił
mi się wyspać, bo nie jęczał do siódmej, a o siódmej wstała Mamulka i go wypuściła, więc nie musiałam
tego robić ja.
Kolejną miłą rzeczą jest inglisz. Lubię inglisza jako język, bardzo lubię, kocham wręcz, jak wszystkie
moje języki, lubię też moje lekcje inglisza, bo zawsze się jakieś dyskusje ciekawe wywiążą. Tak jak i
na szwedzkim nieraz się zdarza, choć na szwedzkim rzadziej, dlatego, że na szwedzkim robię dużo więcej
rzeczy niż tylko gadam i piszę coś do matury, a na ingliszu przez 110 minut ze 120 nawijamy.
Jak tylko skończyłam inglisza, zauważyłam rzecz, która ucieszyła mnie najbardziej w całym tym dniu,
mianowicie dostałam bardzo miłego, co więcej długiego maila od bardzo miłego człowieka, na którego też
niezwłocznie odpisałam, co również sprawiło mi niemałą przyjemność. A że pisałam go w większej części
po ingliszu, to miałam jakby przedłużoną lekcję. 😀
Koleżanka Zofijki wciąż z nami jest i wygląda na to, że nie myśli nawet o opuszczeniu nas. Z powodu,
który wymieniłam we wpisie tyczącym się dnia wczorajszego bardzo mi to odpowiada. A że jeszcze do mojej Mamulki przyjechali
goście, to jest trochę szumnie.
Przyszedł do mnie Misha. On przychodzi do mnie, jak chce spać, ogólnie spodziewałam się go wcześniej,
zwłaszcza, że u nas taki tumult i tylu obcyh ludzi,
i dziwiłam się, że nie przychodzi, czasami potrafi spędzić w tym swoim kartoniku cały dzień, ale w końcu
przyszedł, stanął pod drzwiami i ładnie poprosił, żeby mu otworzyć. Poza tym ogólnie miałam miły dzień.
A, jeszcze zanim oni przyjechali, to byłam przez całkiem długi czas sama w domu, to znaczy jeszze z Mishą.
Uwielbiam być sama w domu. A jescze bardziej sama z Mishą. Miłego wieczoru wszystkim życzę, jak również
przyjemnych snów. 🙂

Categories
Wpisy bardzo Mishowe.

Mniammm. Rybka.

"Hhrrru?" Tu Misha.
Mam dzisiaj bardzo miły dzień. Podobno już nie mam diety. Dzisiaj dostałem od Emi bardzo dobry obiad.
Mama zrobiła rybkę jeszcze jakimś innym ludzkim żarciem, ale nawet mi nie dała małego kawałeczka. Potem
przyszła Emi, ja usiadłem obok niej na krześle i ona dała mi rybkę. Duuużo rybki. Trzy kawałki. Ten trzeci
był taki wielki, że mój ludzki tatuś powiedział: "Misha, jak ty to zjesz, to chyba pękniesz". Nie pęknąłem.
Czy tam nie pękłem, nie wiem, jak się mówi. Zawsze, jak dostanę coś bardzo dobrego, to potem się oblizuję
i głaszczę łapką po głowie. Dzisiaj też tak robiłem. Ale potem było już trochę mniej przyjemnie. Jeszcze
jak oni jedli obiad, Olek przyjechał z tej swojej pracy, wszedł do kuchni, podszedł do krzesła, na którym
ja siedziałem, powiedział "Wypad śmierdzielu" i mnie zepchnął. Nawet mama powiedziała, że można to było
zrobić delikatniej, ale Olek powiedział, że nic mi nie będzie. Nic mi nie było, ale to nie było miłe.
Gdyby usiadł obok mnie, to sam bym zszedł, zawsze tak robię. A potem jak zszedłem przyszła koleżanka
Zofijki, ona teraz śpi u Zofijki codziennie i mówi na mnie ta Misha. Podeszła do mnie i zawołała do Zofijki:
"Mam ją.". I zapytała się mnie, czy chcę do nich iść. Miauknąłem, bo nie chciałem, chciałem sobie pospać,
bo byłem bardzo najedzony, a tam u nich jest zawsze głośno. Ale ona pewnie pomyślała, że tak, wzięła
mnie tak dziwnie, że nic nawet nie widziałem i dobrze, że chociaż mama jej powiedziała, żeby mnie tak
nie trzymała, bo jestem najedzony i ufaflunię ją rybką. I musiałem tam bardzo długo siedzieć, aż wreszcie
Zofijka otworzyła drzwi i uciekłem.
Pozdrawiam wszystkich barzo Mishnie.
Misha.

EltenLink